poniedziałek, 10 lipca 2017

ROZGWIEŻDŻONE NIEBO - Lars Wilderäng [recenzja]

Tytuł oryginału: Stjärnklart
Cykl: Rozgwieżdżone niebo  (tom: 1)
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 441
Gatunek: Science fiction, dystopia, postapokalipsa
Moja ocena: 4/6

"Rządzi nami elektronika"

Od kilku miesięcy eksperymentuję sobie trochę z fantastyką, sięgając nie po angielską, a po azjatycką albo w klimacie orientu, żeby poszerzyć nieco horyzonty czytelnicze o nowe rejony światowej literatury. Do tej pory byłem tymi książkami bardzo zadowolony i ucieszyła mnie myśl, że wydawnictwo Mag postanowiło wprowadzić do swojej oferty także fantastykę skandynawską. Co prawda ten region literacki jest mi całkiem nieźle znany za sprawą książek Nesbø czy Larrsona, ale to trochę inna półka. Dzisiaj nie thriller czy kryminał, a właśnie fantastyka ze Skandynawii trafiła w moje ręce. A konkretnie postapokalipsa w wykonaniu nieznanego mi dotąd szwedzkiego autora.

Zastanawialiście się kiedyś, ile przedmiotów użytku codziennego, które posiadacie, bazuje na elektronice, i co by się stało z waszym życiem, gdyby je wam wszystkie zabrali albo po prostu ktoś sprawił, że w jednej chwili przestaną działać? Myśleliście, ile problemów by z tego dla was wyniknęło i jak bardzo utrudnione byłoby wasze standardowe funkcjonowanie? Sieci wifi, internet, telefony, komputery, samochody. Potrafilibyście z nich bez problemu zrezygnować na dzień, tydzień, miesiąc? Jak bardzo są wam potrzebne i rządzą waszym życiem?  Na to pytanie spróbował odpowiedzieć Lars Wilderäng w swojej książce Rozgwieżdżone niebo.

Pewnego dnia zaczynają psuć się telefony komórkowe na terenie całej Szwecji. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej zgłoszeń do serwisów naprawczych, ale pracownicy nie potrafią sobie poradzić z tym problemem, ponieważ nie spotkali się z nim wcześniej, a ponadto pojawia się też coraz więcej awarii w dostawie prądu, które powodują, że wszelki sprzęt elektroniczny przestaje działać. Samochody, telefony, komputery, internet nie dają się uruchomić i stają się bezużyteczne. Nie można wypłacać pieniędzy, kupić leków, zrobić zakupów, nie ma nowych dostaw świeżej żywności, nie można zebrać plonów. Zaczyna brakować bieżącej wody, a kanalizacja się zatyka, bo pompownie zasilane energią elektryczną też przestały działać. Na ulicach niektórzy ludzie zaczynają się buntować, wyklinać polityków, zadzierać z policją, kraść. Inni pozostają w domu i zaczynają się coraz bardziej się niepokoić i niecierpliwie wyczekiwać przywrócenia energii elektrycznej. Ale prądu już nie będzie, a Szwecja zaczyna tonąć w brudzie, smrodzie i, co najgorsze, w ciemności...

Rozgwieżdżone niebo to kolejna postapokaliptyczna wizja świata, tym razem autorstwa szwedzkiego pisarza, który na co dzień prowadzi jeden z najpopularniejszych w Szwecji blogów na temat finansów, ekonomii, polityki i ochrony środowiska, a więc bardzo dobrze zna się na rzeczy. Nie jest to obraz, który wnosiłbym coś nowego do literatury apokaliptycznej, czego do tej pory nie mieliśmy okazji poznać w innych książkach, ale można zauważyć, że pod pewnym względem jest inny, co mi się spodobało. Nie ma tutaj takiego splendoru i widowiskowości, czyli tych katastroficznych fajerwerków, które pokazują niesamowite wydarzenia, żeby zaszokować czytelnika czy widza, jak w innych książkach i filmach tego typu, przede wszystkim w wykonaniu amerykańskich autorów. Dla mnie jest to coś nowego, bo do tej pory było zawsze pełno wybuchów, pościgów, katastrof, niesamowitych akcji, a tymczasem autor bazuje na przedstawieniu przede wszystkich samych postaci i zwyczajnych problemów, które wynikają z braku możliwości zrobienia zakupów, zapłacenia kartą, kupna świeżyć owoców, warzyw czy mięsa, kontaktu z bliskimi, braku możliwości przemieszczenia się tradycyjnymi środkami transportu. Poza tym niemal wszyscy bohaterowie zdają się być przy tym opanowani i względnie spokojnie, a przy tym trzeźwo myślący, co też jest pewnego rodzaju nowością.

Akcja książki przez większość czasu toczy się w różnych miejscach i poznajemy przy tym kilka rozmaitych postaci. Filip Stenvik jest preppersem i survivalovcem, który zdaje się być idealnie przygotowanym na taką apokalipsę, bo ma w swoim domu pełno zapasów żywności, wody i zapasowych źródeł energii. Magnus Svennson to konsultant z trójką dzieci i żoną, który wiedzie zwyczajne życie, ale z pracy do przedszkola ma sporą odległość, a bez elektroniki znacznie dłużej musi ją pokonywać, żeby odebrać dzieci. Peter Raghnell to policjant, który ma niedobrą opinię, bo lubi często nadużywać władzy używając swojej pozycji i siły wobec innych. Major Gustaf Silverbane służący w Specjalnych Grupach Operacyjnych daje się poznać na jednej z misji w Afganistanie, gdzie obecnie ze swoją drużyną przebywają i też mają problemy z elektroniką, a wróg nieustannie atakuje. Są też posłanka Maria Rodhammar i programistka Anna Ljunberg, która zaczyna domyślać się, co dokładnie wpłynęło na wszelkie awarie elektroniki. Autor bardzo dobrze pokazuje wszystkie te postaci, ich dramaty, psychologię i pewne przemiany. Podkreślone są przy tym też tak drobne szczegóły, jak brak makijażu u kobiety, pogniecione ubrania, gnijące odpady i ludzkie ciała na ulicach, na co za bardzo wcześniej nie zwracali uwagi inni autorzy. Pod tym względem historia jest naprawdę rzetelna i czyta się z ciekawością.

Książka nie ustrzegła się jednak minusów. Mimo że można się domyślić już na początku, że jest to cybernetyczny atak, to tak naprawdę nie ma za bardzo wzmianki o tym, dlaczego i przez kogo został wywołany. Co doprowadziło, że ktoś zdecydował się na taki atak. Być może zostanie to wyjaśnione bardziej w kolejnym tomie, bo jest to dopiero pierwsza część trzytomowego cyklu o tej samej nazwie, co pierwsza książka, ale mimo wszystko coś można było o tym napisać już teraz. Druga sprawa to dziwne przeskoki w fabule. I nie mówię tutaj o przechodzeniu z akcją od jednej postaci do drugiej, z jednego miejsca w inne. Nie raz w trakcie czytania coś się ma stać, dany bohater przymierza się do konkretnego działania, a już w następnym zdaniu czytamy, że jest po wszystkim. Bez żadnej pauzy, bez żadnego wyjaśnienia, co się działo w tym momencie. Poznajemy cel i wiemy, że już po wszystkim, ale to pomiędzy gdzieś jakby się zawieruszyło. Trzecia sprawa to, że pod koniec książki widać, jakby autorowi zaczynało się trochę spieszyć i przyspieszał z akcją pomijając nieco bardziej szczegółowe opisy, co wiąże się między innymi z kompletnie niezrozumiały dla mnie przeskokiem w czasie o kilka lat wprzód bez pokazania, jak ludzie sobie radzili dalej z problemem do chwili obecnej. Przecież to nie jest sytuacja, z którą ludzie sobie poradzą nagle z dnia na dzień, a tymczasem dalej przedstawione zostaje tam pewne rozwiązanie, które już bardzo dobrze funkcjonuje, a ile trwało jego rozpracowanie, kto był za to odpowiedzialny i jak to się stało, że tak jest, zostało ledwo napomknięte, a zaraz po tym mamy epilog.

Podsumowując. Rozgwieżdżone niebo to kolejna postapokaliptyczna wizja, która nie wnosi nic nowego do literatury z tego zakresu, ale nie powinno to przeszkadzać w przyjemnym czytaniu książki nawet przez czytelników, którzy takich pozycji już mają kilka za sobą. Nie ma spektakularnych akcji, katastrof czy wybuchów, są za to dramaty ludzkie przedstawione bardzo szczegółowo i realistycznie w oparciu o wiele interesujących wątków, które początkowo traktowane oddzielnie zaczynają się powoli splatać i zapowiadają na końcu ciekawą wizję kolejnego tomu, który na pewno przeczytam.

Za książkę dziękuję  Wydawnictwu Mag.
 

14 komentarzy:

  1. Dla mnie Fantasy, to nadal świat nieodkryty. Jednak pomału przekonuję się do tego gatunku. Tej książki nie znam i nawet o niej nie słyszałam. Z jednej strony zarys fabuły mnie zachęca, ale juz wspomniane przez Ciebie minusy odrobinę mnie odstraszają, szczególnie te, nie do końca normalne, przeskok w akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie fantasy, tylko science fiction. Pewnie miałaś na myśli fantastyką (ogólny termin, na który się składa horror, sf i fantasy). Ta książka nie jest popularna i raczej nie będzie, bo niczym szczególnym się nie wyróżnia, może w kolejnych częściach. Póki co widzi mi się jako dobra rozrywka, którą bardzo dobrze się czyta. :)

      Usuń
  2. Ja właśnie to czytam i strasznie wolno się rozkręca :) Mam jakieś 80 stron za sobą i nie potrafię się do tej książki przekonać, ale już jest trochę lepiej. Też mi się rzuciło w oczy, że autor najwyraźniej chce pokazać codzienne problemy i sytuacje i to, jak brak elektroniki może w nich doprowadzić do katastrofy. No cóż, zobaczymy jak będzie dalej ale skoro piszesz, że nie ma tu nic szczególnego to na cuda się nie nastawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie mniej więcej do tego momentu 80-90 stron myślałem sobie "kurna, w co ja się wrąbałem, było mi nie brać postapo nieznanego autora". Ale potem poszło z górki, bo moje zainteresowanie i zadowolenie wzrosły. :)

      Usuń
    2. No to jest jakaś nadzieja i dla mnie, pociesza mnie to :D

      Usuń
  3. Kiedyś pewnie sięgnę po tę książkę, jednak jeszcze nie teraz, wszystko w swoim czasie, a skoro przyjemna lektura, to tym bardziej. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  4. Ze skandynawskiej fantastyki znam chyba tylko Krucze Pierścienie Siri Pettersen, bardzo przyjemne, chociaż bardziej w klimacie lekko młodzieżowym. natomiast tematyka "rozgwieżdżonego nieba" skojarzyła mi się z "Blackoutem" Elsberga, przy czym to akurat nie postapo, a thriller - tam akurat wysiada cały prąd :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam, w tym miesiącu jeszcze będę czytać. Mniej więcej wiem, czego się spodziewać, więc nie powinnam się rozczarować. Postapo rzadko czytam, ale lubię. Częściej co rawda sa to zombiaki, ale odmiana się przyda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj nie znajdziesz nawet małego ułamka zombiaka. ;)

      Usuń
    2. Wiem wiem, ale to było jasne przed llkturą. Niemniej mnie ciekaiw ten Wilderäng.

      Usuń
  6. Książka wpadła mi do ręki przypadkiem. Jest dość dziwna i w pełni zgadzam się z opisem powyżej. Aczkolwiek podobała mi się i czekam na kolejną część. Aczkolwiek nie potrafię zapamiętać tych wszystkich szwedzkich nazw oraz imion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sam miałem. Jednak jak się na co dzień nie obcuje z takim specyficznym językiem to jest problem czasem z zapamiętaniem. Ja najgorzej miałem czytając japońską fantastykę, np. od obu Cixin Liu lub Kena Liu. Nie potrafiłem tych bohaterów zapamiętać. :) A o kontynuacji wydania przez Maga tego szwedzkiego cyklu niestety ucichło.

      Usuń