poniedziałek, 31 lipca 2017

KOLEJ PODZIEMNA. CZARNA KREW AMERYKI - Colson Whitehead [recenzja]


Tytuł oryginału: The Underground Railroad
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 381
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna, powieść historyczna
Moja ocena: 5+/6

„Historia ciągłej ucieczki i stale powtarzających się krzywd"

Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki to jedna z najpopularniejszych i najczęściej komentowanych książek w ostatnich miesiącach. Przetłumaczona na 30 języków, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród najważniejszych gazet Stanów Zjednoczonych, które uznały ją za książkę roku. Wśród krytyków zdobyła tak wielkie uznanie, że przysłużyło się do zdobycia najbardziej prestiżowych statuetek literackich: National Book Award w 2016 roku i Nagrody Pulitzera  w roku 2017. Nie wspominając już o licznych pomniejszych wygranych i wyróżnieniach, które były i dalej się pojawiają. Autorem książki jest Colson Whitehead, absolwent Uniwersytetu Harvarda, amerykański dziennikarz "The New York Times Magazine" i pisarz mający na swoim koncie pięć powieści i 2 pozycje literatury faktu. Nigdy by się pewnie nie spodziewał, że tą szóstą książką zyska taką popularność i trafi na listę stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie według tygodnika "Times" oraz do rąk milionów czytelników na całym świecie. Czy cały ten rozgłos i nagrody są słuszne? Nie mogłem sobie odmówić przyjemności poznania jego książki i zdecydowany sprawdzić jej wartość zasiadłem kilka dni temu do lektury.


"Podczas podróży Cory za oknami znajdowała się tylko ciemność i zawsze miało tak być"*


Cora to młoda niewolnica zajmująca się zbieraniem bawełny na jednej z plantacji w stanie Georgia. Jej babka Ajarry zmarła jako niewolnica, a matka Mabel uciekła zostawiając córkę samą na pastwę losu. Cora jednak nie zamierza sama umrzeć jako niewolnica na plantacji i kiedy Caesar, jeden z niewolników i najnowszy nabytek plantatora, opowiada jej o kolei podziemnej i proponuje wspólną ucieczkę, dziewczyna długo się nie waha i ryzykują uciekając razem w kierunku północnym. Czeka ich jednak ciężka droga, pełna niebezpieczeństw i niepowodzeń oraz ciągła ucieczka przed depczącym im łowcą niewolników, który wyruszył za nimi w pościg. Jeśli zostaną złapani to spotka ich kara gorsza od niewolnictwa i śmierci. A droga na Północ jest bardzo odległa. 

Kolej podziemna istniała naprawdę i była umownym szlakiem ucieczki służącym amerykańskim zbiegłym niewolnikom i murzynom. Nie polegała ona jednak na przerzucaniu ludzi koleją, chociaż niektóre osoby i bohaterowie książki podróżowali w ten sposób, ale na samej ucieczce jako takiej -  głównie pieszo lub jako pasażerowie na wozach konnych. Była to ogólnie rzecz biorąc sieć dróg i pomocnych domostw, organizacji i społeczności, które pomagały zbiegłym niewolnikom w ucieczce jak najdalej na północ. Najbardziej angażującymi się uczestnikami tego przedsięwzięcia byli abolicjoniści, czyli dawni zbiegli niewolnicy i wolni biali obywatele Ameryki, którzy zapewniali schronienie i organizowali transport z południa na północ, najczęściej do Kanady lub Meksyku.


"Sama Ameryka to także złudzenie, największe ze wszystkich. Biała rasa wierzy, wierzy z całego serca, że przywłaszczenie tej ziemi jest jej prawem. Zabijanie Indian. Prowadzenie wojny. Zniewolenie swoich braci. 
Ten naród nie powinien istnieć, jeżeli istnieje sprawiedliwość na tym świecie, jest bowiem zbudowany na mordzie, kradzieży i okrucieństwie. A jednak tu jesteśmy"**


Główna bohaterka uciekając z plantacji, z nadzieją uzyskania upragnionej wolności, wyrusza w ten sposób koleją na północ. Cora nie spodziewa się jednak, że czeka ją przez to bardzo długa i ciągła podróż od stacji do stacji, od miasta do miasta, od kryjówki do kryjówki. Raz obrane kryjówki są tylko chwilowe, na kilka tygodni, inne na kilka miesięcy, złudnie dając nadzieję na zaaklimatyzowanie i spokojne życie, bo zaraz pojawia się kolejne zagrożenie ze strony prześladowców lub pościgu, i znów trzeba uciekać. Widmo niewoli ciągle wisi nad głową Cory, która jednak zmaga się nie tylko z ucieczką przed niewolnictwem i ścigającym ją sprawcami, ale także z własną przeszłością. Demony przeszłości mocno jej ciążą i nie pozwalają o sobie zapomnieć za to, co zrobiła, żeby uciec, i jak wcześniej żyła wśród najbliższych, którzy ją opuścili. Niejednokrotnie o tym myśli i zastanawia się, czy ucieczka była słuszna, bo paradoksalnie większą swobodę i spokój miała będąc zniewoloną na plantacji, niż teraz, jako wolna, ale ciągle uciekająca.

Colson operuje prostą, przejrzystą prozą bez kwiecistych ozdobników, co charakteryzuje wielkich pisarzy. Ale piękny język i jego ozdobniki są tutaj zbędne, bo pojawiają się mądre i dające do myślenia stwierdzenia. Czytelnik nie ma się zachwycać pięknymi opisami, podróżą i historią o odwadze i poświęceniu ludzi, ale na głównym trzonie fabularnym, który traktuje o poważnym problemie niewolnictwa i prześladowań w historii ludzkości, przede wszystkim zaś w historii Ameryki. Autor nie boi się pisać szczerze o krzywdach wyrządzanych przez białych amerykańskich ludzi i niepochlebnie wyrażać się o konstytucji, która w głównej myśli nakazywała traktować wszystkich ludzi sobie równymi, a tak w rzeczywistości nie było. Ale Colson nie wskazuje tych złych tylko wśród białych prześladowców niewolników i odmiennych ras. Nie zostawia suchej nitki na ludziach ogółem. Biali, którzy pomagali, sami żyli w ciągłym stresie o posądzenie o pomoc zbiegłym i murzynom, za co czekała ich ciężka kara i nierzadko śmierć. Czarny też nie każdy był tylko pokrzywdzony i dobry. Ci, którzy dostawali niewielką władzę nad niewolnikami od swych białych panów, też w pewnym momencie zaczęli bić i znęcać się nad innymi czarnymi i niewolnikami. Książka jest przy tym znacznie bardziej wiarygodna i cięższa w odbiorze, bo pokazuje, że władza i chęć ciągłych zysków w każdym z nas może uruchomić cząstkę bestialstwa i okrucieństwa względem drugiego człowieka, żeby tylko je uzyskać. Pokazuje też, że jest bardzo aktualna, bo mimo że taktuje o niewolnictwie w Ameryce, które już dawno zostało zniesione, echa niewoli człowieka czarnoskórego wybrzmiewają do dzisiaj i dalej, chociaż już mniej widoczne, występują podziały na równych i równiejszych.


"Możliwe, że świat jest podły, ale ludzie nie muszą. Nie, jeśli odmówią"***


Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki to kolejna książka o niewolnictwie, uprzedzeniach i prześladowaniach rasowych, ale tym razem opierająca się głównie na pokazaniu wszystkich postaw ludzkich względem niewolnictwa i ukazaniu złudnej wolności. Jak jeden niewolnik zachowuje się względem innego? Jak wolni zachowują się spotykając na swej drodze uciekinierów i prześladowanych? Jak wygląda wolność po ucieczce z niewoli? Jak długo i gdzie trzeba uciekać, żeby ją uzyskać? Sięgając po książkę Colsona Whiteheada, która w moim mniemaniu całkiem słusznie zdobyła tak prestiżowe nagrody, otrzyma się odpowiedzi na te i na inne ważne pytania, które pojawią się podczas lektury. Zobaczyć też można, jak zręcznie autor połączył fikcję literacką z faktami i splótł przeszłość z teraźniejszością, którą mamy obecnie. Serdecznie poleca tą książkę, bo naprawdę warto.

*Colson Whitehead, Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki, wyd. Albatros, Warszawa 2017, s. 328.
**tamże, s. 356.
***s. 367

Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.

31 komentarzy:

  1. Zaczęłam ją czytać jakiś czas temu ale zupełnie mi nie szło. Pewnie kiedyś spróbuję jeszcze raz ale na razie dałam sobie spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ci nie odpowiada? Temat niewolnictwa? Prostota językowa? Sama fabuła i jej przebieg?

      Usuń
  2. Też uważam, że jak najbardziej warto sięgnąć po ten tytuł. Brak jakiś ozdobników i w pewien sposób prosty styl przysłużyły się tej powieści. Sam temat dzięki temu "ciagnął" całość wymowniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Nie zawsze trzeba kwiecistych zwrotów. :)

      Usuń
  3. Kusi mnie ta książka odkąd została wydana. Porusza bardzo ważny temat, a w połączeniu z jej ciekawym stylem, z pewnością by mnie bardzo poruszyła i zachwyciła. Do przeczytania na pewno, ale jeszcze nie wiem kiedy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat ważny i ciężki, ale trzeba znać i się z nim zmierzyć. Sama ksiażka spodoba Ci się myślę.

      Usuń
  4. Mówisz Ciacho zasługuje na te wszystkie nagrody ? Na tą im. Clarke'a też :> ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego Clarke'a to dostała za element, który niby jest fantastyczny z punktu widzenia czasu, kiedy to się dzieje, ale też niekoniecznie w 100%. BO to chodzi niby o tą kolej podziemną, dosłownie, tylko że u Colsona ona nie opiera się na magii i nowoczesnej technologii. To jest taki bardzo specyficzny element i ciężko go ugatunkować. Ale moim zdaniem to za mało, żeby mówić o sf, a już tym bardziej bzdurne jest przyznawanie tej narody. No ale... Fajnie się wypowiedzieli na LC o tym:
      http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/9069/kolej-podziemna-najlepsza-powiescia-science-fiction

      Usuń
    2. No właśnie.. dostała nagrodę im Clarke'a bo jakieś "mądre" łby tak postanowiły. Bo przecież WAŻNY i WIELKI temat to trzeba przepchnąć na jeszcze jeden piedestał. Dla mnie to jest absurd (delikatnie mówiąc).

      Usuń
    3. Dla mnie też to śmieszne. No ale widzisz. Czasem tak bywa. Ale reszta to zasłużenie.

      Usuń
  5. Kurczę, ale ostatnio zasuwasz z książkami :) Aż miło popatrzeć, a to wygląda mi na kolejną pozycję, którą muszę sobie dopisać do listy... Życia mi nie starczy :D Swoją drogą zabrałem się w końcu za Gemmella i rzeczywiście początek bardzo zacny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano idzie nieźle. :) Dzięki. Widziałem właśnie na LC, że zacząłeś czytać i zazdroszczę Ci tego Gemmella, bo sam bym chętnie znowu po raz pierwszy się z tym zmierzył. Rewelacyjna przygoda. I każdy tom na wysokim poziomie. :)

      Usuń
    2. Generalnie teraz mam tak, że dość często patrzę u Ciebie co Ci się podobało i za to się biorę :P Bo zauważyłem, że mamy bardzo podobny gust i jest spore prawdopodobieństwo, że dobrze trafię :) Co do Gemmella to jestem tak w okolicach połowy i czyta się to bardzo przyjemnie, póki co bardzo ciekawa przygoda.

      Usuń
    3. Ano mamy. I dobrze, cieszy mnie to, że Cię zachęcę i jesteś zadowolony. :)

      Usuń
  6. Ciekawa teoria. Od kiedy nagrody są wyznacznikiem jakości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są. Ja tylko stwierdzam, że w tym przypadku zostały otrzymane zasłużenie.

      Usuń
    2. Eeee tam... Zbieg okoliczności. Z reguły nagrody i wyróżnienia szkodzą utworowi. W chwili obecnej jest tak, że coś, co dostaje nagrody, z założenia musi zyskać poklask mainstremu i potem sprzedać się jak najlepiej. A jakich ludzi jest więcej na świecie? Głupich czy mądrych? Sam sobie odpowiedz na to pytanie.

      Usuń
    3. Często, to na pewno. Na szczęście sam się nie natknąłem do tej pory za wiele, chyba z wyjątkiem 1-2 przypadków.

      Usuń
  7. Totalnie nie mój klimat, więc nie sięgnę po nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oczywiście musiałaś o tym napisać, bo przecież nikt nie może się obyć bez tej informacji... a może i na blogaska ktoś wejdzie i zalajkuje? Byłoby siupel, plawda? Koffciasz? *.* <3

      Ciastek, z kim ty się zadajesz?

      Usuń
    2. Hahaha, Martinus zrobił profesora w końcu się uruchomił. :D :D

      Usuń
    3. Ciastek, weź zrób elitarnego bloga dla smakoszy literatury zamiast pierdolenia o niczym i chwalenia się blogaskami. Toż to rzygać się chce...

      Usuń
    4. Hehehe, a tam, po prostu olewaj, i tyle.

      Usuń
  8. Doskonała powieść i masz rację w pełni zasługuje na wszystkie przyznane nagrody, choć niemałym zaskoczeniem była dla mnie informacja o przyznaniu jej nagrody im. Arthura C. Clarke'a za najlepszą powieść fantastyczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałaś argumentację przemawiającą za jej przyznaniem?
      http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/9069/kolej-podziemna-najlepsza-powiescia-science-fiction
      Cóż. Można i tak. Chociaż moim zdaniem to krzywdzące dla "rasowych" pisarzy fantastyki, którzy mają jednak wiele więcej do powiedzenia i też często są to książki i wybitne, i ambitne.

      Usuń
  9. Ta książka kusi mnie ogromnie odkąd tylko się pojawiła, ale póki co czekam cierpliwie aż nieco ucichnie gwar, jaki się wokół niej roztoczył. Tematyka murzyńska to zagadnienie szalenie interesujące, ale i niełatwe, skomplikowane, zawiłe. Świetnie widać to na przykładzie twórczości Faulknera (polecam genialnego Intruza), Richarda Wrighta (Długi sen, Syn swego kraju) oraz Jamesa Baldwina (Inny kraj, Na spotkanie człowieka).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO jeszcze trochę poczekasz, do końca roku na pewno. :) O, fajnie. Dzięki za linki. Chętnie się zapoznam i może coś dla siebie wybiorę.

      Usuń
    2. Hehe, zobaczymy czy uda mi się tak długo powstrzymać od lektury tej pozycji :)

      Usuń
    3. Czytałem Twoje recenzje i widzę, że mocno murzyńskie klimaty. Faulknera chciałbym poznać więcej (kiedyś czytałem zbiór "Czerwone liście", który mnie nie ruszył, ale też mój gust jeszcze nie byłtak wyrobiony), ale chyba raczej nie poprzez to wiesz, nie przepadam za tym, jak autor stosuje zdania mocno wielokrotnie złożone, a czytałem opinie, że w tej książce zdarzają mu się takie nawet na 2 strony. Najbliżej mi Wrighta chyba, a potem może Baldwin, czytając wywnioskowałem, że to mistrz i uczeń. :) I ogólnie to przy jednej książce - chyba Na spotkanie człowieka - mocno zapachniało mi "Zabić drozda".

      Usuń
    4. No, Faulkner to typowy modernista. Zdania maksymalnie rozbudowane, proza lejąca się gęstym strumieniem, ogólnie sporo eksperymentów z formą. Dlatego jeśli nie lubisz tych klimatów, to odradzam, chociaż akurat "Intruza" chyba warto zmęczyć, bo to naprawdę wartościowa lektura.

      Tak, Wright to mistrz Baldwina, i wg mnie, jak to często bywa, uczeń przerósł mistrza. Proza Baldwina jest o tyle dojrzalsza, że autor dostrzegł problem wtórnego rasizmu, podczas gdy Wright pozostał na przekonaniu, że czarnoskóra mniejszość jest tylko i wyłącznie ofiarą białej supremacji, co tłumaczy wszystko, nawet zbrodnie popełniane przez murzynów. A "Na spotkanie człowieka" to gwoli ścisłości zbiór opowiadań. Ale teksty w nim zawarte są dość mocno i zapadają w pamięć. Pisarstwo Baldwina jest o tyle ciekawe, że artysta był homoseksualistą, więc doświadczał podwójnego wykluczenia (z uwagi na orientację oraz kolor skóry).

      Usuń
    5. Na pewno do Faulknera jeszcze wrócę, bo w końcu nie raz się go zestawia z innymi, współczesnymi autorami, których lubię. Ale po prostu będę musiał przemyśleć po co sięgnę. :)

      Obojgu się przyjrzę w przyszłości, jak będę chciał po tą tematykę znowu sięgnąć. :)

      Usuń