wtorek, 16 maja 2017

STULECIE PRZEMOCY - Lavie Tidhar [recenzja]


 Tytuł oryginału: The Violent Century
Seria: Uczta Wyobraźni
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 331
Gatunek: Science fiction
Ocena: 3+/6

"Co czyni bohatera?"

Lavie Tidhar to autor znany głównie z książek z gatunku fantastyki, który urodził się i wychował w atmosferze komunalnego kibucu w Izraelu. Od piętnastego roku życia dużo podróżował i mieszkał w Republice Południowej Afryki, Wielkiej Brytanii, Laosie i małym wyspiarskim Vanuatu. Obecnie przebywa w Londynie. W swoich pracach łączy gatunkowo science fiction z materiałem historycznym i autobiograficznym, wplatając w nie elementy detektywistyczne i sensacyjnego thrillera. W Polsce autor znany był dotychczas z uhonorowanej World Fantasy Award powieści "Osama", wydanej w ramach serii Uczta Wyobraźni. Najnowsza książka pisarza, która pojawiła się na naszym rynku kilka dni temu, czyli Stulecie przemocy, również reprezentuje znaną serię wydawnictwa Mag.  

Oblivion i Fogg to dwaj przyjaciele, których łączy niezwykły talent i wspólne przeznaczenie. Zostali zwerbowani w latach 30. XX wieku do Biura Spraw Przestarzałych - instytucji, która kształtuje i szkoli ludzi o ponadprzeciętnych umiejętnościach, żeby bronili Imperium Brytyjskiego. Poznajemy ich w momencie, kiedy po siedemdziesięciu latach od momentu zwerbowania zostali wezwani ponownie do Biura Spraw Przestarzałych, żeby wyjaśnić tajemnicze wydarzenie, mające miejsce pewnej nocy w Berlinie podczas II wojny światowej, które doprowadziło do rozdzielenia dwójki przyjaciół. Oboje muszą zmierzyć się ze wspomnieniami o straszliwej wojnie, życiu w zamkniętych pokojach, gdzie odbywały się tajne spotkania, i ich aktach odwagi i bohaterstwa, których nie uznają za słuszne. Muszą też przy tym znaleźć odpowiedź na pytanie: Co sprawia, że człowiek staje się bohaterem?

Obcowanie z tą książką było dla mnie jak rozmowa trzeźwego z pijanym. Upojony alkoholem mówi do mnie niezrozumiale i niekoniecznie z sensem, a ja, ten o bardziej rozjaśnionym umyśle, próbuję coś z tego zrozumieć, ale jednak nie bardzo mi to wychodzi. A może wychodzi, ale do pewnego momentu, bo potem jest już jak przez mgłę. Tidhar stworzył postaci wyróżniające się specjalnymi mocami, które w większości przynależą do instytucji zajmującej się obroną Imperium Brytyjskiego. Postaci te mają większy lub mniejszy wpływ na różne wydarzenia, które dotyczą przede wszystkim konfliktów XX wieku (I i II wojna światowa, Wietnam, Afganistan - można wywnioskować, że stąd właśnie wziął się tytuł tej książki). Autora postanowił, że na wstępie dwójka z głównych protagonistów (przyjaciół, którzy w pewnym momencie się rozdzielili, co jest głównym wątkiem książki) spotka się po latach ze swoim przełożonym i zaczną prowadzić rozmowę próbując odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Aby móc je otrzymać autor rzuca nas ze swoimi bohaterami po niemal całej Europie i w różne miejsca w Ameryce, przenosząc w czasie do dalekiej i bliższej przeszłości, co jakiś czas wracając do teraźniejszości. Te przerzucanie w czasie jest jednak tak częste i na tak krótko (na zaledwie dwóch stronach jesteśmy w stanie przenieść się 3-4 razy do wydarzeń z różnych lat!), że nie ma mowy o jakiejś linearności i chronologii, co jest wielkim minusem, bo czyni książkę ciężko zrozumiałą i męczącą.

Do pewnego momentu idziemy z fabułą książki chronologicznie od roku 193x do 196x. Jednak wraz z kolejnymi stronami postaci zaczynają sięgać pamięcią do bardzo różnych dat i wydarzeń, i lektura jest tak rozbita i chaotyczna, że bardzo ciężko jest się w tym odnaleźć i odpowiedzieć na pytanie, jakiego sensu i odpowiedzi mamy się tutaj doszukać. Osobiście w pewnym momencie stwierdziłem, że książka zaczęła mi się wymykać spod kontroli, bo już naprawdę nie wiedziałem, jaki związek ma to, co się wydarzyło przed chwilą, w opisywanym rozdziale z roku 1946 z tym, co stało się w 1953? Nie pomaga przy tym również fakt zmiennej narracji. Oczywiście zrozumiałe jest, że ta musi być inna w czasie teraźniejszym i przeszłym, jeśli ciągle się przenosimy, ale co pewien czas  narrator używa pierwszej osoby liczby pojedynczej i mnogiej tak, że raz w książce istnieje "on - narrator", a raz "my - narrator i czytelnik" - to powoduje, że najpierw czytamy, że "on poszedł", żeby zaraz pojawiło się "my zerknijmy", co było już dla mnie kompletnie niezrozumiałe, sztuczne i dziwne. Plusem są przy tym bardzo krótkie zdania, często nawet jednowyrazowe, i podrozdziały, co powoduje że fabuła wygląda jakby przedstawiona po reportersku, w formie krótkich i lakonicznych artykułów , bez niepotrzebnie długiego rozwodzenia się na dany temat. Dzięki temu też książkę "na szczęście" dość szybko się czyta.

Podczas lektury można zauważyć, że główne postaci biorąc udział w tych wszystkich wydarzeniach kierują się specjalnie wyznaczonymi zadaniami i wewnętrznymi motywacjami, próbując jednocześnie odpowiedzieć sobie na kilka pytań, w tym na fundamentalne - co czyni bohatera? Co powoduje - jakie wydarzenia, zachowania, postawy - że dana jednostka staje się bohaterem? Czy taka osoba musi koniecznie dokonać czegoś wielkiego i wzniosłego, żeby być uznanym za bohatera, czy samą swoją postawą, ideologią życia i zachowaniem może być uznawana za odznaczającą się niezwykłym męstwem? Pytania te padają w różnych momentach książki i na część z nich odpowiedzi pojawiają się szybko i są jasne, natomiast pozostałe chyba gdzieś umykają w trakcie tych chaotycznych przeskoków, bo do teraz nic z tego nie wiem. Natomiast odpowiedź na te główne pytanie nie jest jednoznaczna i autor zdaje się, że pozostawił z tym już samego czytelnika.

Dopatrzyć się też można, że Lavie Tidhar najwięcej się skupia na wydarzeniach z II wojny światowej i tematyce obozowej (część postaci i wydarzeń jest na faktach) i chętnie konfrontuje to z fikcyjnymi superbohaterami o specjalnych zdolnościach. Jeżeli komuś z was skojarzyło się to z obrazami z komiksowego "Kapitana Ameryki" czy "X-menów" to nie będzie wcale daleko ze swoimi wyobrażeniami, bo mi też przewijały się w głowie kolorowe postaci walczące na czarno-białym tle z nazistami i komunistami, i jest to momentami bardzo podobne w książce izraelskiego pisarza. Wydaje mi się, że gdyby na tym aspekcie autor skupił się znacznie bardziej to lektura byłaby bardziej czytelna i zajmująca, mimo że byłaby pozbawiona większej głębi. A tak przerzuciłem ostatnią stronę książki wiedząc niewiele więcej, niż w momencie, kiedy ją zaczynałem.

Podsumowując. Książka Tidhara to pozycja, której ani nie polecam, ani nie odradzam, bo może inni czytelnicy się w niej odnajdą i uznają za świetną, ciekawą i oryginalną - chociaż oryginalna jest bez wątpienia. Aczkolwiek chętnie wskazałbym wiele lepszych pozycji UW, które można przeczytać przed nią, bo ta jest dla mnie jedną z najgorszych w tej serii i na pewno do niej nie wrócę. Na koniec więc zamykam i odkładam książkę z powrotem na półkę, zadając sobie w głębi pytanie, które być może pozostanie dla mnie na zawsze bez odpowiedzi: czy to ja przegrałem te starcie z autorem, czy to autor przegrał ze mną?

Za egzemplarz recenzencki dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl

17 komentarzy:

  1. Może autor miał za wiele pomysłów na raz i po prostu nie potrafił odpowiednio ich zrealizować tak, żeby lektur była mniej chaotyczna? Bo tej narracji to sama nie ogarniam wnioskując z tego, co pisałeś, natomist ten motyw bohaterów i jeszcze wspomnień sprzed tylu lat... Coś mnie ta mieszanka nie przekonuje, a skoro Ty się gubiłeś przy czytaniu to w moim przyzpadku nawet kompas na podorędziu nie pomoże ;) Odpuszczam, ale czaję się (jeżeli chodzi o UW) na Tlen :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu realizacja była zbyt chaotyczna i ciężko się w tym połapać, a lektura wcale nie aspiruje do czegoś wybitnego, żeby mnie intelektualnie przytłoczyć. PO prostu za bardzo to przekombinowane. A "Tlen" to dla mnie zbyt pokręcony jest jak patrzę na opis. Priesta jeszcze sprawdzę z tego wydania UW.

      Usuń
    2. Mnie się tlen troche z inną książką skojarzył toteż jestem chętna na lekturę :)

      Usuń
    3. Może jak kilka osób znajomych przeczyta to się przekonam. Ale sam najpierw na pewno nie sięgnę. A Lune, niby czytałem tom 1, ale nie powaliło mnie to na kolana, więc nie prędko sięgnę po kontynuację.

      Usuń
    4. No pamiętam właśnie, mnie od początku Luna nie przekonywała. Ale mam jeszcze z zaleglosci z uw slade house :)

      Usuń
  2. Osama nie Obama :P
    Nie wiem kiedy przeczytam ale przeczytam ;) Szczerze mówiąc ta rwana narracja i przeskoki to mi się z Welinem kojarzy nieco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no, ale literówka mi się wkradła. :D
      Jeden ziomek na forum MAGa pisał to samo, że podobne do "Welinu" - nie potwierdzę, bo nie czytałem. Ale ogólnie nic specjalnego men, ja sprawdzam Priesta. A będziesz czytał "Tlen" i "Lunę"?

      Usuń
    2. "Człowiek z sąsiedztwa" przeczytany. I ciekawostka - też podobne do Welinu (tylko prostsze). Tidhara zaczynam zaraz po weekendzie bo coraz bardziej mnie intryguje.

      Usuń
    3. A do "Rozłąki" też podobne? Ja czytałem już Priesta i nie wydaje mi się, żeby zadziałał na mnie tak negatywnie jak Tidhar.

      Usuń
    4. Priest nawiązuje w "Człowieku z sąsiedztwa" zarówno do "Rozłąki" jak i do "Prestiżu" oraz do nie wydanej w Polsce "The Islanders". Są samoloty, są iluzjoniści, są zapętlone plany narracyjne. Jednak u mnie "Człowiek..." ma trzecie miejsce na Priestowym podium (Prestiżu i Rozłąki nie przebija).

      Usuń
    5. Prestiżu nie czytałem, ale widziałem i jest to jeden z najlepszych filmów, jakie poznałem. Ocena książki jednak nie wypada najlepiej. Mimo wszystko będę chciał się z nią na pewno zapoznać. Natomiast "Rozłąka" to chyba na ten moment dla mnie UW numer 1, mimo że klimatem nie pasuje tak dobrze do tej serii. A tylko te 3 czytałeś, czy w oryginale coś też?

      Usuń
    6. Ja jestem dopiero po pierwszej części(rozdziale?) Człowieka... ale już jestem na tak ;) Prestiż czytałem dość dawno i pamiętam, że ciężko było mi zdecydować czy lepsza książka czy film. Rozłąkę przeczytałem w zeszłym roku i było to, zdecydowanie, pozytywne zaskoczenie. Tym bardziej, że nie przepadam za tematami okołowojennymi. Liczę na więcej Priesta w MAGu.
      @Ciacho wiesz, że zamierzam przeczytać wszystkie UW... kiedyś ;) Luny pierwszej nie czytałem jeszcze a wcześniej chciałbym Dom Derwiszy zaliczyć. Tlen też nie ma priorytetu. Ogólnie nie robię wielkich planów bo zawsze coś innego wskoczy. Jedyne moje postanowienie to przeczytać co najmniej tyle UW co w zeszłym roku, czyli 7 :)

      Usuń
    7. Bo w "Rozłące" nie ma takiej fantastyki jak u Tidhara - nie ma żadnych nadludzkich istot, elementów nierealnych, to po prostu historia alternatywna, a przy tym realniejsza, więc dlatego średnio pasowała do UW. Ale będę ją polecał zawsze i wszędzie.

      Ja to miałem taki zamiar dopóki MAG obstawał przy zakończeni serii na 50 tomach. Ale jak już poszli z pomysłem, że będą kontynuować to zdecydowałem, że nie ma sensu, bo zbyt dużo tego i poziom nierówny, a jest masa innej fantastyki, której chcę poświęcić czas i miejsce na półce. Dlatego zastanawiam się, co zrobić z "Os(b)amą" :D, bo to mam, ale jeszcze nie czytałem. Może za x lat spróbuję się skonfrontować Tidharem ponownie, bo w najbliższym czasie na pewno do tego nie dojdzie.

      Usuń
    8. Osama ma swoich fanów ale dla mnie to była jedna ze słabszych książek z tej serii. To jest zresztą specyfika UW. Weź takiego Harrisona, sporo ludzi narzeka a dla mnie trylogia Światło-Nova Swing-Pusta Przestrzeń to zdecydowanie czołówka serii. Choć te jego książki są też nieźle pokręcone, język surowy i jestem w stanie zrozumieć ludzi, którym to nie odpowiada. Wydaje mi się, że nie ma osoby, której przypadną do gustu wszystkie tytuły z UW.

      Usuń
    9. Nie wiem jakie w dalszym etapie będzie miał oceny ten nowy Tidhar, ale podejrzewam po pierwszych, że nie najlepsze. Harrisona nie czytałem, więc nie wiem.

      Usuń
  3. Opis fabuły mnie zaciekawił, więc będę miała książkę na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Machnij sobie wcześniej kilka kielonów albo blanta - myślę, że Ci to pomoże bardziej ją zrozumieć. :P

      Usuń