wtorek, 14 lutego 2017

SYN - Philipp Meyer [recenzja]

Tytuł oryginału: The Son
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 607
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna, powieść historyczna, western
Moja ocena: 5+/6










Philipp Meyer to dotychczas autor całkowicie mi nieznany. Trafiłem na jego książkę przypadkowo zaglądając kiedyś gdzieś w zapowiedzi (chyba wydawnictwa, ale może na jakimś portalu, nie pamiętam),  gdzie od razu zainteresowała mnie fabuła tej książki, opierająca się na Dzikim Zachodzie i nasuwająca na myśl świetny "Krwawy południk" Cormaca McCarthy'ego. Jak się okazało niektórzy przyrównują prozę Meyera właśnie do McCarthy'ego. I chociaż autor Syna co prawda zdobywcą Pulitzera nie jest, jak jego wspomniany kolega po piórze, jednak był temu bardzo bliski, bo książka nominowana była do tej nagrody, co samo w sobie jest sporym sukcesem i dzięki temu zyskała ogromnie na rozgłosie. 

Syn to lektura przybliżająca historię teksańskiej rodziny McCulloughów. Na wstępie mamy wgląd do drzewa genealogicznego tej rodziny, które obejmuje 24 osoby, ale my poznajemy ten ród z perspektywy trzech osób: urodzonego w 1836 roku Eliego, chłopca, który był świadkiem jak Komancze wtargnęli do jego domu, zgwałcili i zabili jego siostrę i mamę, zabrali cały majętny dobytek, a jego i brata wzięli w niewolę; jego syna, Petera, który przedstawiał swoje losy i bitwy z meksykańskimi powstańcami, oraz prawnuczki Jeanne Anne, która musiała przejąć rodzinny interes naftowy i radzić sobie z przeciwnościami XX wieku i otoczeniem twardych mężczyzn, którzy dominowali w tym biznesie.

Bardzo mi się spodobało, że autor przybliża ich losy w naprzemiennych rozdziałach, które prowadzone są w dwóch narracjach: pierwszoosobowej (u Eliego i Jamie) oraz w formie dziennika Petera. Same też postaci robią wrażenie i zostały świetnie skonstruowane przez autora. Eli to jednostka absolutnie fantastyczna, do szpiku kości żywa i wyrazista. Głowa rodziny. Bez kompleksów. Bez skrupułów. Waleczny i odważny. Pewny siebie, swoich umiejętności i przekonań. Pełen doświadczenia i otaczający się aurą pełnego szacunku. A przy tym wierny swoim postanowieniom, tradycjom i obyczajom. Jego syn Peter, drugi protagonista, to jego całkowite zaprzeczenie, strachliwy i bojaźliwy, bardziej skłonny ku książkom, taki myśliciel i romantyk. Jeanne Anne to z kolei samotniczka, która nie potrafi znaleźć odpowiedniego mężczyzny, bo wielu odpycha i niepokoi jej pozycja społeczna i fakt, że jest z potężnego i bogatego rodu. Mało szanowana, przez co ciągle musiała walczyć o swoje, z czasem stała się zgorzkniała, zdruzgotana, wściekła, a od początku bardzo samotna.

"Różnica między człowiekiem odważnym a tchórzem jest bardzo prosta. Chodzi o miłość. Tchórz kocha tylko siebie. Człowiek dzielny najpierw kocha innych, a siebie na końcu."*

Najciekawsza z historii to zdecydowanie ta dotycząca Eliego. Chłopiec porwany przez Komanczów, którzy przyczynili się do zniszczenia jego dzieciństwa i rodziny, w normalnym przypadku byłby wrakiem, który lada moment sam też zginie albo będzie niewolnikiem na ich usługach i pewnie też prędzej czy później zmarłby z przemęczenia albo popełniłby samobójstwo. Jednak Elie ani myślał się poddawać i walczył początkowo o przetrwanie, a potem już o uznanie wśród Indian, z którymi się wychowywał, dzięki czemu czytelnik ma możliwość bardzo blisko przyjrzeć się Komanczom, ich zwyczajom i tradycjom, technikom wyboru broni i precyzji w ich używaniu, sposobom żywienia, tropienia, zabijania, jak nadawane były przez nich imiona (ciekawostką było dla mnie, że u Indian imiona się nie powtarzają i każdy ma swoje własne), jak wygląda język i ogólnie rzec biorąc jak musieli sobie radzić, aby przetrwać w każdych warunkach. Poznajemy te plemię w wielu niesamowitych sytuacjach i chociaż początkowo jesteśmy do nich zrażeni za sprawą tego, co zrobili Eliemu, to jednak potem czytelnik, tak jak i sam bohater, zaczyna być im bardziej przychylny.

Bardzo dobrze przedstawione jest też tło historyczne. Poznajemy historię Stanów Zjednoczonych, kiedy panował konflikt białych z Indianami i Meksykanami, bitwa meksykańska, skalpowanie, krwawe konflikty z sąsiadami, ciągłe poszukiwanie źródeł ropy, najbardziej dochodowego wówczas interesu, pędzenie bydła i zajmowanie ogromnych terenów, na które nie miał prawa nikt wejść. Jednak autor nie przytłacza tutaj zbędnymi detalami. Tło historyczne jest odpowiednio zarysowane i oddaje ducha ówczesnych czasów, co dodaje powieści szczególnego uroku i realności, mimo że na pierwszym planie jest rodzina McCullougów, która stała się najpotężniejszym i najbogatszym rodem w Teksasie.

Lektura ta jest bardzo mocna i bezkompromisowa; katowanie i zabijanie mężczyzn, gwałcenie i zabijanie kobiet, uprowadzanie dzieci do niewoli, zabijanie za samo postawienie nogi na cudzym terenie, niewolnictwo, niewielka tolerancja murzynów, wrogie nastawienie do Indian i Meksykanów, skalpowanie - to normalne w tej książce. Jest krwawo, ciężko i bezlitośnie. Ale przy tym bardzo ciekawie i zajmująco. 

"Kiedy mężczyźni wbiją sobie coś do głowy, nie dbają o to, czy zginą przez to, czy nie."**

Syn to wielopokoleniowa saga,  która dostarcza naprawdę pokaźnych pokładów emocji, przybliża w zarysie historię Ameryki z wieku XIX i XX i zderzenie się cywilizacji z dzikości i wolnością, pokazuje jak bardzo ważny jest honor, lojalność, rodzina i dbanie o swoje interesy, czym jest zdrada i miłość. Ta książka to bardzo wysmakowana proza, mimo że czasem wulgarna i brutalna. Czyta się ją jak rewelacyjnego pod względem wyjątkowych opisów scenerii Steinbecka z domieszką ostrego epatowania złem i przemocą McCarthy'ego. Podczas lektury dotarły do mnie wieści, że lada moment pojawi się odcinkowa adaptacja tej powieści, z czego się bardzo ucieszyłem, bo w istocie jest to lektura dobrze nadająca się do przedstawienia odcinkowo. Bardzo chętnie obejrzę, a was z przyjemnością odsyłam do lektury, która z całą pewnością jest jedną z tych, które naprawdę warto przeczytać.

*Philipp Meyer, Syn, Wyd. Czwarta Strona, Poznań 2016, s. 145
**tamże, s. 333.

13 komentarzy:

  1. Po Twoim opisie mam dużą ochotę sięgnąć po tę książkę :) W klimatach przypomina mi niektóre opowieści McCarthy'ego - czytałem raptem dwie, trzy jego, ale bardzo dobrze wspominam ich lekturę :)
    Książka jest w twardej oprawie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest podobna do prozy Cormaca, a najbardziej do "Krwaweg", jak wspomniałem.
      Dokładnie tak, w twardej.

      Usuń
    2. No to fajne tomiszcze z ciekawą historią. Zapisuję sobie :)

      Usuń
  2. Ooo, czekałam na tę recenzję, bo ta książka mnie kusi i to bardzo. Cieszę się, że Ci się podobała i mam nadzieję, że ja również z przyjemnością ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recenzja Ciacho. Dzięki niej widzę, że to książka nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Spoko. Dobrze, że to działa w dwie strony, a nie pozostawia obojętnym. Albo tak, albo nie. :P

      Usuń
    2. Chodzi o to, że kompletnie nie mam teraz ochoty na taką lekturę.

      Usuń
    3. Aha, no to możesz pominąć. :) Lada dzień sporo fantastyki z MAGa, więc będzie co czytać. ;) A za nowego Grzędowicza się zabierzesz?

      Usuń
    4. Ja i tak mam co nadrabiać nawet bez marcowo-kwietniowego urodzaju ;) Grzędowicza na pewno sprawdzę ale nie od razu, nawet go jeszcze nie kupiłem.

      Usuń
    5. Pewnie tak. Ja też, w sumie ponad 200 pozycji leży na półce nieruszonych, ale co tam. :D

      Usuń
  4. Książkę mam w planach, nie wiedzieć czemu już sam opis fabuły,który kiedyś czytałam na myśl przywiódł mi na myśl Steinbecka ( niestety Cormaca nie miałam okazji jeszcze czytać, więc nie wiem czy podobny). Cieszy Twoja pozytywna opinia, będę polować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poluj, Marta, poluj. To proza z całą pewnością dla Ciebie. :)

      Usuń