poniedziałek, 20 lutego 2017

FRANKENSTEIN - Mary Shelley [recenzja]


Tytuł oryginału: Frankenstein; or, the Modern Prometheus
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 349
Gatunek: Horror, powieść gotycka, powieść filozoficzna
Moja ocena:  5/6

"Współczesny Prometeusz"

Frankenstein to klasyka grozy i jedna z najpopularniejszych postaci literackich i filmowych w historii. Czy można o niej napisać coś więcej po dziesiątkach, a raczej setkach opracowań i recenzji (wszak to książka z 1818 roku) różnych osobistości, w wielu wypadkach przewyższających przeciętnego czytelnika inteligencją i literackim zacięciem? Wydaje mi się, że nie. Ale może się mylę? W każdym razie ja nie będę się silił, żeby napisać na chama coś nowego, w zamian za to napiszę jedynie o swoim odbiorze z punktu widzenia konfrontacji czytelnika współczesnego z dziewiętnastowieczną powieścią gotycką i napiszę też kilka słów na temat wydania, po które sięgnąłem.

Kilka słów jednak o fabule. Robert Walton wyruszył w podróż na daleką i mroźną Arktykę. Nie dotarł za daleko, bo utknął w jednym z arktycznych lodów. Jednak pewnego dnia angielski żeglarz dopatruje się rozbitka, który wycieńczony dociera pod jego statek na saniach. Okazuje się, że jest to szwajcarski alchemik i uczony - Wiktor Frankenstein. Anglik udziela mu pomocy, a ten, gdy odzyskuje przytomność, opowiada w jakich okolicznościach się tutaj znalazł. Opowieść ta jest tyleż ciekawa i fascynująca, co przerażająca i mrożąca krew w żyłach, bo przybliża największe z osiągnięć Wiktora, czyli powołanie do życia ludzkiej istoty. Niestety nie jest dumny z tego osiągnięcia, bo ów istota wprowadziła do jego życia mnóstwo chaosu i wyrządziła wiele krzywd, których Wiktor nie potrafi wybaczyć, więc chce ją za wszelką cenę złapać i powstrzymać.

Powieść Shelley leżała mi na półce od chyba jakichś 3-4 lat jeszcze nieruszona, mimo że miałem w zamiarze poń sięgnąć niedługo po zapoznaniu się z jej równie popularną rówieśniczką, czyli "Draculą" Brama Stokera. Ale do tego nie doszło. W zasadzie to nawet myślę, że co najmniej kilka najbliższych miesięcy ów powieść dalej nie zagościłby w moim czytelniczym repertuarze, gdyby nie przywędrowało do mnie nowe, wypaśne wydanie spod szyldu wydawnictwa Vesper. I jak już sięgnąłem i przyjrzałem się mu bliżej to okazało się, że czasem jednak warto odwlekać czytanie, bo w niedalekiej przyszłości można otrzymać coś lepszego niż się ma.

W pierwszej kolejności rzuca się w oczy przede wszystkim twarda okładka, która jest przeze mnie zawsze pożądana, oklejona bardzo klimatyczną grafiką autorstwa Lynda Warda. Nie jest to zresztą jedyna jego ilustracja, w środku znajduje się ich więcej, przedstawionych w formie ekspresjonistycznych drzeworytów świetnie oddających mroczną i gęsto atmosferę tego utworu. Druga rzecz, to że oprócz samej powieści - która zresztą po raz pierwszy ukazała się na naszym rynku w swojej pierwotnej wersji, bez żadnych zmian później wprowadzanych przez autorkę, co jest warte odnotowania przez czytelników ceniących sobie takie smakowite detale - pojawiły się tutaj też teksty innych autorów: fragment opowieści George'a Gordona Byrona, opowiadanie Johna Williama Polidoriego oraz opowieści o duchach Percy'ego Bysshe Shelleya (męża autorki). Dlaczego akurat taki wybór? Ano dlatego, że wszyscy Ci (oprócz wspomnianych także Claire Clairmont) dobrze się znali i spędzali razem czas w Villa Diodati (rezydencji Byrona), gdzie żeglowali po okolicznym jeziorze, wspólnie czytali wieczorami, a nawet przeżywali seksualne ekscesy. Stąd padł pomysł na wzbogacenie wydania poprzez dołączenie do niego tekstów tychże autorów.

Pomysł na takie wydanie stoi po stronie Macieja Płazy. I to jest trzecia ważna rzecz do odnotowania, bo na tej inicjatywie się nie kończy. Pan Maciej po raz kolejny, po wcześniej mi poznanej "Zgrozie w Dunwich" i "Przyszła na Sarnath Zagłada", odpowiada za tłumaczenie i opracowanie tej książki, stąd właśnie ta cała jej wyjątkowość. Na końcu zamieścił także posłowie "Galwaniczna alchemia i niebyt utracony", gdzie na ponad  30 stronach przybliża nam sylwetkę autorki i jej otoczenia, inspiracje do napisania Frankensteina oraz liczne jego interpretacje. Całościowo wydanie robi naprawdę wielkie wrażenie i gdyby nie wkład jej autora w jego przygotowanie, to książka na pewno nie wywarłaby na mnie takiego wrażenia, bo to właśnie ów opracowanie i posłowie Płazy bardzo ją wzbogacają. Za całość należą mu się zatem po raz kolejny brawa i uznanie.

Frankenstein to mit, który zrodził się w głowie autorki podczas wędrówki po Alpach w okresie wspomnianych spotkań w Villa Diodati i wbrew temu jak powszechnie sądzone nie jest to jedynie powieść grozy, ale także, a może przede wszystkim, powieść filozoficzna, która szuka odpowiedzi na wiele zadanych tutaj pytań i porusza między innymi temat zła, winy, kary, nieumiejętności zapanowania Stwórcy nad stworzoną przez niego Istotą i braku odpowiedniego jej wychowania. Na taki a nie inny charakter lektury miała wpływ znajomość dzieł Goethego, Szekspira, Plutarcha czy Rousseau, czego autorka nie ukrywa. Dzięki temu książka ta jest wieloznaczna i wielopłaszczyznowa, a przez to posiada liczne interpretacje, gdzie krytycy i recenzenci doszukują się głębszych wartości i przekazów, jakie z tej książki wynikają. Pytania o wartość i przyszłość nauki, znaczenie wychowania własnego dziecka, pochodzenie zła. Wszystko to razem powoduje, że dziewiętnastowieczna lektura nie została zjedzona przez czas, bo porusza aktualne kwestie ludzkiej egzystencji i ciągle warto po nią sięgnąć. Przy okazji też, jeśli ktoś doszukuje się w niej ostrzejszego tonu, to warto poczytać ją w czasie, kiedy mroczno i szaro za oknem, bo za sprawą gotyckiego klimatu i niektórych makabrycznych wydarzeń może wywołać dreszcz grozy, szybsze bicie serca i zagotować krew w żyłach.

W zbiorze znajduje się jeszcze:

1. George Gordon Byron - Pogrzeb (fragment opowieści)
2. John William Polidori - Wampir
3. Percy Bysshe Shelley - Dziennik z Genewy. Opowieści o duchach

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper!

21 komentarzy:

  1. Świetne jest to wydanie, też je mam (swoją drogą tak się jakoś złożyło, że to mój trzeci Frankenstein na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój drugi, pierwszy to z Zielonej Sowy w takiej twardej zielonej oprawie ze złotymi literami. Mam do pary z Draculą, ale zaś Draculi nie mam z Vespera (i tak jest w miękkiej). :)

      Usuń
    2. Też mam to samo wydanie z Zielonej Sowy! :) Plus jeszcze w wersji ang.

      Usuń
    3. Oni chyba taką serie mieli w tej zielonej oprawie wiele klasyki, w tym Poe, Dostojewskie mi się kojarzą.

      Usuń
    4. Kiedyś chciałam zebrać tę serię, ale skończyło się na Frankensteinie i... Szkole uczuć ;)

      Usuń
    5. Też o tym przez chwilę pomyślałem, ale potem stwierdziłem, że miesza się całą klasyka, bo nie tylko tam groza, więc zrezygnowałem. :)

      Usuń
  2. Czytałem kilka lat temu w innym wydaniu, ale to od Vesperu jest świetne :) Nie tylko pod względem samego wydania, ale również z powodu dodatków - niepowtarzalna okazja, żeby poznać te inne utwory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, dlatego każdy smakosz powinien mieć. Cieszy mnie, że od tego wydania zacząłem, bo posłowie Płazy niewątpliwie rozjaśniło mi bardziej w umyśle na temat głębi i interpretacji. :)

      Usuń
  3. Uff, udało się przeczytać - o mało bym przegapił recenzje Ciacho mojej ulubionej powieści grozy. Coraz więcej znajomych na LC i coraz trudniej to wszystko ogarnąć. Ale do rzeczy...

    Oczywiście bardzo dobra recenzja. Fajnie, że zwróciłeś uwagę na aspekty filozoficzne, bo pewnie większość osób opierając swą wiedzę o "Frankensteinie" na dość karkołomnych ekranizacjach filmowych ma dość prymitywne opinię o nim (jedynie chyba wersja z lat 90-tych jako tako oddaje ducha powieści Mary Shelley).

    Właściwie Ciacho tylko do Twojej oceny mam nieco zastrzeżenia. Na LC dałeś 8 gwiazdek, co oznacza książkę rewelacyjną. Jak dla mnie bardziej pasuje 9-10 gwiazdek, bo uważam "Frankesteina" za wybitną powieść. Pod względem potencjału intelektualnego nie potrafiłbym wskazać jakiejkolwiek innej powieści grozy mogącej się równać z tą książką.

    Również mam wersje Vespera, ale w miękkiej oprawie. "Frankenstein" zapoczątkował całą serię wyśmienitej kolekcji powieści klasyki grozy wydawnictwa Vesper. I to też o czymś świadczy.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulubiona? Nie wiedziałem. :)

      Racja, film mocno spłycił fabułę i przekaz. Ekranizacja to czysty horror, który ma po prostu straszyć, a książka ma wiele do powiedzenia jasno i ukryte między wierszami i tej warstwy filozoficznej chyba więcej jednak, chociaż pewnie każdy ma co innego do powiedzenia.

      Ocena służy generalnie statystykom albo szybkiego poglądowi, czy warto w ogóle choć trochę się zainteresować, czy nie. Ja przykładowo recenzji słabo ocenianych książek, których nie znam i nie miałęm w planach, nie czytam w ogóle. Chyba że ocenia się nisko książkę, którą mam ochotę przeczytaćto wtedy sprawdzam. A te całe ocenianie na LC mi się podobało na starych zasadach, te traktuje bardziej jak na filmwebie, gdzie też jest 10 pozycji. ;)

      A niedługo "Egzorcysta", którego też chętnie sprawdzę. Szkoda tylko, że bez posłowia.

      Usuń
    2. Obliczyłem iż jest to powieść grozy do której najczęściej powracam. Lubię co jakiś czas powracać do przeczytanych książek, ale do tych wyjątkowych, mających jakąś głębie intelektualną, przy których można się zastanowić, gdzie cały smaczek nie polega tylko na pytaniu "kto zabił ?" czy "jaki będzie finał? "

      Co do ocen na LC, to też nie podchodzę do tego śmiertelnie poważnie, traktuje to bardziej jako ciekawostkę. Generalnie najbardziej patrzę na oceny jeśli chodzi o nowości. Bo jeśli chodzi o klasykę, jeśli coś jest uznane przez znawców literatury jako rzecz wybitna to i tak zwróci moją uwagę, nawet jeśli na LC będzie bardzo niska ocena.

      Kiedy, gdzie ten "Egzorcysta"? Coś mi się obiło o uszy, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć.

      Grot

      Usuń
    3. Ja z klasyki to póki co powracałem do Poego i HPLa. Ale jeszcze za mało jej czytałem, żeby powracać. Myślę jednak, że "Studnię i wahadło" to przeczytam jeszcze nie raz. "Zgrozę w Dunwich" całą pewnie też. :)

      "Egzorcysta" z Vespera w kwietniu ma być, w miękkiej.

      Usuń
  4. A ja cały czas "Frankensteina" mam do nadrobienia ("Draculę" również, ale to inna para kaloszy). Egzemplarz od Vespera kusił, ale jednak dałam sobie spokój - po ostatnim maratonie z Lovecraftem nie czuję się na siłach, by mierzyć się z klasyką. Ale przeczytam, na pewno... kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ile ja mam klasyki do nadrobienia, ot chociażby Dickensa czy Bułhakowa. Też przeczytan na pewno... kiedyś ;)

      Usuń
    2. Łobuziak :D

      Tego każdy ma do nadrobienia, nawet ja co w sumie bardzo często sięgam po tego typu literaturę :)

      Grot

      Usuń
    3. Do: Olga Majerska

      Oj z Ciebie widzę też niezły łobuziak :D

      A tak poważnie to Frankensteina jak i Dracule warto przeczytać bo to klasyka w ogóle literacka, nie tylko grozy. Lovecraft jest mistrzem grozy, ale to zupełnie inny typ literacki. Zupełnie inny typ narracji. O ile u Stokera i Shelley mamy pewien jakby etos rycerski, wartości międzyludzkie, piękno literatury, o tyle u Lovecrafta jest czysta groza bez tej otoczki.

      Grot

      Usuń
    4. Kogo, Grocie, Dickensa czy Bułhakowa?

      A ty czytałeś "Draculę" z Vesperu? Też jest z opracowaniem Płązy?

      Usuń
  5. Zarówna Dickensa czytałem jak i "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa - tę powieść to chyba ze 4-5 razy. Tak ogólnie piszę, iż choćby się bardzo dużo klasyki przeczytało to myślę że niemal zawsze coś się znajdzie do nadrobienia. Przede wszystkim na ten rok jako punkt honoru postanowiłem przeczytać cykl "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta. Rok temu przeczytałem pierwszy tom i niestety skapitulowałem. Dość nierówno Proust piszę. Teraz obiecuje się 'zmusić' i pozostałe kilka tomów zaliczyć, choć to może być wyczerpujące, więc nie wiem co z tych ambitnych planów wyjdzie...

    O tak z Vespera Dracule. Cudowne to wydanie. Wyborne ilustracje - ja wiem że to norma w tym wydawnictwie, ale naprawdę są wyjątkowo cudownie mroczne. Wspaniały przekład i posłowie Płazy, a przede wszystkim oryginalny typ narracji - nie w formie tradycyjnych rozdziałów z narratorem wszechwiedzącym, ale w formie listów bohaterów, tu naprawdę czuć klimat starodawny, szlachetny, honorowy, nastrojowy, a jednocześnie mroczny.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Dickensa nic kompletnie. Ani fragmentu. Nie ubolewam nad tym specjalnie, ale w końcu trzeba by ten stan zmienić, bo to podobno klasyka z tych naprawdę wartych przeczytania. Tak więc na pewno się z nim zapoznam. Ale jest racja w tym, co piszesz, klasyki do nadrobienia będzie pewnie zawsze pod dostatkiem. ;)

      Szkoda, że jeszcze tego wszystkiego nie wydają w twardej. Mam HPLa i Shelley w twardej, a już Wilde'a w miękkiej, i ten "Ezorcyta" też ma być w miękkiej. No ale to taki szczegół. :)

      Usuń
    2. A właściwie to rzeczywiście jest taka wielka różnica w oprawie? Myślę, że grube książki lepiej mieć w twardej aby były wytrzymałe, natomiast resztę wole w miękkiej - po co mi ciężary na półce? jeszcze się zawali :D

      Dickensa przeczytaj przede wszystkim "Wielkie nadzieje" Najlepiej skonstruowana i trzymająca w napięciu z wielkich jego powieści. A "Klub Pickwicka" raczej unikaj, potwornie ciężko, nieskładnie napisane choć opis fabuły może wskazywać zupełnie na coś innego.

      Grot

      Usuń
    3. No nie jest za wielka, poza tym, że książka trwalsza i bardziej estetyczna to tyle. Ale mi to bardzo pasuje. :)

      Ja mam na półce Opowieść wigilijna, Dzwony i Świerszcz za kominem.

      Usuń