wtorek, 24 stycznia 2017

JEDNOROCZNA WDOWA - John Irving [recenzja]


Tytuł oryginału: A Widow for One Year
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 734
Gatunek: Dramat obyczajowy, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 4+/6

"Samotność, pisarstwo i erotyzm"

John Irving to jeden z niewielu pisarzy, których jestem bezsprzecznie wielkim fanem i stałem się nim stosunkowo szybko. Moje ogromne zainteresowanie i podziw zdobył już pierwszą powieścią, czyli Światem według Garpa, kiedy to wiedziałem, że sięgnięcie po kolejne jego książki będzie tylko kwestią czasu. Dużo wody nie upłynęło jak sięgnąłem po tę drugą, i trzecią, i kolejną książkę. I tak w zasadzie każdą następną punktował sobie u mnie coraz bardziej i coraz bardziej też utwierdzał w przekonaniu, że jest rewelacyjnym pisarzem i bardzo się cieszę, że go poznałem i mam okazję poznawać w dalszym ciągu, bo ma on na swoim koncie jeszcze kilka książek, których nie czytałem. Jedną z nich jest Jednoroczna wdowa, która była na koniec zeszłego roku wznowiona przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, i to właśnie na nią padł tym razem mój wybór.

Ruth Cole to bardzo popularna pisarka odnosząca duże sukcesy literackie. Jej powieści znajdują uznanie wśród wielu fanów i krytyków na całym świecie. Jednakże życie prywatne nie jest już tak udane i kolorowe. Ruth urodziła się jako najmłodsza z rodziny, ale nie miała okazji poznać dwójki swoich braci, bo zginęli oni w wypadku na 4 lata przed jej narodzeniem. Tragedia ta doprowadziła do pojawienia się wielkiej przepaści między jej matką Marion a ojcem Tedem. Marion nie potrafiła poradzić sobie psychicznie z utratą ukochanych synów, mimo że razem z Tedem zdecydowali się na kolejne dziecko, które miało im pomóc zaleczyć bolesną stratę. Jednakże pojawienie się Ruth nie pomogło Marion, a tylko pogłębiło jej przygnębienie i wywołało obawę, że nie będzie w stanie wychować córki tak jak należy, co w konsekwencji doprowadziło, że matka zostawiła dom i opiekę nad Ruth swojemu mężowi bez informacji, gdzie się udała. Sam Ted również nie był i nie jest przykładnym ojcem, bo chociaż kocha córkę bardzo i łączy ich talent pisarski i zamiłowanie do squasha to jednak jej wychowanie powierzył dwójce pomocników domowych (kucharce i ogrodnikowi), a samemu prowadzi bogate życie erotyczne z wieloma kobietami, narażając się im przez to niejednokrotnie.

Dorosła Ruth nie ma też szczęścia w przyjaźni i miłości. Ma tylko dwoje przyjaciół, na których nie zawsze może liczyć, a związki z przedstawicielami płci przeciwnej to niekończące się pasmo porażek i nieszczęść, bo poznaje samych niewłaściwych mężczyzn, przez co jest ciągłą singielką i ponad trzydziestoletnią kobietą, która od dziecka jest opuszczona i samotna, i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Chociaż pojawia się w jej życiu Eddie, starszy od niej o ponad dwadzieścia lat, który w przeszłości był kochankiem jej matki (wtedy też starszej od niego o ponad 20 lat). Tylko czy bezgranicznie zakochany w matce mężczyzna może zmienić coś na dobre w życiu jej córki?

I po raz kolejny jestem bardzo zadowolony z nowego Irvinga. Trzeba jednak przyznać, że Jednoroczna wdowa w kilku drobnych sprawach różni się od poprzednich jego książek. Przede wszystkim rzuca się w oczy większa liczba rozdziałów. Do tej pory było ich niewiele i rozpisane na kilkadziesiąt stron, tutaj mamy trzy części książki podzielone na kilkanaście rozdziałów, które przedstawiają poszczególne sytuacje z życia Ruth. Te trzy części to momenty, kiedy Ruth miała 4 lata i została opuszczona przez matkę, następnie jest część dotycząca już tego okresu, kiedy jest dojrzałą pisarką odnoszącą sukcesy i śledzimy jak toczy się jej życie zawodowe i prywatne, a na koniec część, która przybliża jak to wszystko wygląda po kilku latach, jak postaci są znacznie starsze i co się zmieniło w ich życiu. 

Irving jest świetnym obserwatorem i kapitalnie przedstawia relacje międzyludzkie, w tym przede wszystkim damsko-męskie w każdej ze swoich książek. W każdej jednak ten element męski i damski był do tej pory równo wyważony i ważny, tutaj główną wyrazistą bohaterką jest kobieta wokół której toczy się historia. A właściwie to kobiety, bo i Ruth i jej matka, Marion, które przedstawione są naturalnie, bez żadnych ubarwień. Widzimy zatem ich pozytywne i negatywne strony, ich potrzeby i wymagania. Najwięcej jednak toczy się wokół dwóch elementów; pisarstwa i seksualności. Cała rodzina Ruth łącznie z Eddiem to pisarze, więc poznajemy typowe i nietypowe sytuacje z życia autorów powieści wiążące się między innymi ze sferą seksualną. Na temat tej strefy intymnej Irving pisze zawsze bardzo odważnie i bez skrupułów pokazując jej jasne, delikatne strony i te ciemne, bardziej wyuzdane, wynaturzone. Ta książka to w zasadzie może się już mieścić w ramach erotyka, bo duża jej część opiera się na seksie; Eddiego z Marion, Teda z kochankami; Ruth z różnymi mężczyznami. Ale jest też tutaj miejsce na miłość, szczerą, nieskalaną i przede wszystkim trwającą latami. Irving świetnie przedstawia tutaj kwestię miłości i jej znaczenia na tle niefortunnych wypadów i bardziej grzesznych wyczynów swoich bohaterów.

Jednorocznej wdowie mocno uwypuklona jest także zgryzota i bolesna strata dziecka, zdrada, kryzys i separacja małżeńska, porzucenie, macierzyństwo, depresja czy ta wspomniana miłość do osób znacznie starszych lub młodszych. Wszystko to amerykański autor prezentuje wyśmienicie i wywiera wrażenie na czytelniku.

Autor znany jest z powtarzania niektórych kwestii w swoich książkach, co niektórzy mu wytykają. Moim zdaniem jednak potrafi on w taki sposób konstruować postaci i ich historie, że nijak się te schematy i powtarzalne elementy mają do przyjemności czerpanej z czytania lektury, która jest naprawdę wielka. Bo co z tego, że takie składowe powieści jak prostytucja, wynaturzenia seksualne czy pisarstwo już były wcześniej, jeśli Irving przedstawia to w innych sytuacjach,pod innym kątem i z nowymi postaciami? Wykorzystuje te tematy rewelacyjnie i jeszcze w inteligentny sposób puszczając oczka do uważnego czytelnika pokazując, że nic sobie z tego wytykania przez krytyków nie robi. Poza tym to naprawdę kawał porządnej i inteligentnej lektury, którą doceni każdy czytelnik szukający literatury na najwyższym poziomie.


"Jego kochanki narzekały również, że Harry'ego nie bardzo interesuje świat zewnętrzny. Wolał czytać książki niż na przykład słuchać, a zamiast rozmawiać, wolał rozpalić ogień w kominku, leżeć w łóżku i obserwować blask płomieni, migoczących na ścianach i suficie. 
Lubił też czytać w łóżku."*

*John Irving, Jednoroczna wdowa, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016, s. 569.


Za książkę  dziękuję  wydawnictwu Prószyński i S-ka

8 komentarzy:

  1. Chyba się przemogę i przeczytam jakąś książkę tego pisarza. Dlaczego czuję, że to nie dla mnie pisałam już pod poprzednimi postami u Ciebie. A jednak tak strasznie kusisz... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irving jest cholernie specyficzny i nawet nie wiem do kogo można by Ci go przyrównać. Może do Rotha? Ale od niego czytałem tylko "Kompleks Portnoy'a" i nie wiem czy wszystkie jego książki są w podobnym stylu. Wiele osób odpycha bezpośredniość tego autora, bo on pisze o wszystkim bez ogródek, co jest według mnie najlepsze. W jego książkach pojawiają się rzeczy, które na co dzień (zwłaszcza w Polsce) nie są normalne, często traktowane jako dziwaczne, np. tranwestyci, homoseksualizm. Generalnie strefa seksualna jest mocno eksponowana przez niego i potrafi bardzo zaszokować, spotkasz się u niego na przykład z seksem między rodzeństwem - i najlepsze w tym jest to, że Irving to przedstawia w tak ciekawy i przekonywający sposób, że nie traktujesz tego, jako coś MEGA złego czy dziwacznego. Pisałem o tym pod jedną z recenzji jego książek z Olgą Majerską. Warto sprawdzić chociaż jedną jego książkę, bo będziesz wiedziała od razu, czy to autor dla Ciebie, czy nie. :)

      Usuń
  2. Całkiem szybko poszedł Ci ten Irving. Ale właściwie czyta się go zaskakująco płynnie, jakby w cale nie miał ponad 700 stron ;) Mnie podobał się trochę mniej niż te poprzednio czytane, ale wielki plus dla Irvinga za taką autoironiczną diagnozę samego siebie - przecież on też, tak samo jak bohaterowie, powtarza się w swoich książkach :) Najlepiej czytało mi się o samym dzieciństwie Ruth, o tym tragicznym dla niej i magicznym dla Eddiego okresie wakacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty rozumiem prześledziłaś czas od poprzedniej recenzji do tej, tak? No w sumie poszło gładko, ale z Irvingiem to ja się nie ociągam i takie cegiełki łykam jak dziecko dropsy. :D Masz rację, słabiej od Garpa, Regulaminu i Hotelu, ale chyba jednak nieco lepiej od Modlitwy. A może na jednym poziomie? W każdym razie wszystkie czytało mi się bardzo dobrze i nie mam nawet odrobiny wątpliwości, że każda kolejna wznowiona przez Prósa książka będzie się wiązać z moim odruchem czytelniczym w jak najszybszym tempie. :)
      Mi też, ale świetnie ogólnie przedstawił Irving tą postać Eddiego i jego miłości, wiernej miłości do Marion. Tyle lat minęło, a jednak. A przecież znaczna różnica jest w miłości 16-latka do 39-letniej kobiety, aniżeli 50-latka do 70-letniej. Super to pokazał Irving. Zauważyłem, że w każdej jego książce jest nadzieja dla wszystkich, dziwnych mniej lub bardziej, i to co już wspominałem wyżej - u niego wszystkie te dziwaczności, komiczne sytuacje, zachowania, predyspozycje seksualne itp. są przedstawione jako normalne. Chociażby ten seks rodzeństwa z Hotelu, o czym już pisaliśmy. :)

      Usuń
    2. Nie, obyło się bez śledzenia czegokolwiek. Po prostu pamiętałam, że masz w styczniowych planach "Jednoroczną wdowę" i nie sądziłam, że się wyrobisz (wiesz, jak to z planami bywa;)). Ano tak, gdzieś w tych rejonach bym ją umieściła. Czytało mi się ją lepiej od "Modlitwy..." i tematyka też bardziej odpowiadała,więc w moim prywatnym rankingu "Jednoroczna wdowa" wygrywa. Ale i tak do perełek jej daleko ;)
      Eddie trochę mnie wkurzał. Był rozlazły, zbyt niepewny siebie, ale oczywiście to wszystko było wytłumaczone, miało swoje psychologiczne podłoże, jak zwykle u Irvinga zresztą. Chyba zabrakło mi tu takiej postaci, w której po prostu bym się zakochała. Lubiłam Ruth (zwłaszcza, gdy zbluzgała tę babcię po spotkaniu), ale tylko tyle. Nie znalazłam tu bohatera na miarę doktora Larcha, Garpa czy Franny. I pewnie dlatego nie będę jej wspominać z takim samym sentymentem.
      Masz rację, u Irvinga zawsze gdzieś tam, daleko, tli się nadzieja. Może być trudno osiągalna, ale w końcu bohaterowie, po wielu trudnych czy tragicznych sytuacjach, godzą się ze swoją innością, z życiem. Dlatego, pomimo że Irving nie raz zmusza nas do łez i smutku, nie można powiedzieć by jego powieści były przygnębiające.

      Usuń
    3. Rozumiem. Szybko się czytało, więc się wyrobiłem. :)
      Mi też się sam Eddie nie podobał i irytował swoją "cipowatością". No ale o to chodzi, że ma wzbudzać jakieś emocje, negatywne lub pozytywne, a nie był obojętnym. :) Ruth była ok i chyba faktycznie najlepsza. I Harry. :)

      Usuń
  3. Wczoraj jak byłam w bibliotece to właśnie ta książka rzuciła mi się w oczy, ale ilość wypożyczonych książek była już zbyt duża :P. Następnym razem ją wezmę :D

    OdpowiedzUsuń