sobota, 15 października 2016

REGULAMIN TŁOCZNI WIN - John Irving [recenzja]


Tytuł oryginału: The Cider House Rules
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 798
Gatunek: Powieść inicjacyjna, czarna komedia, dramat obyczajowy, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 6/6

"Sierota albo aborcja"


Samotność to jeden z najbardziej przygnębiających stanów ludzkiej egzystencji. Stan, który sprawia, że człowiek zaledwie snuje się przez całą swoją drogę życiową, z dnia na dzień coś w nim w śodku obumiera i nie dostrzega pełnych uroków świata, który go otacza. W życiu każdego z nas pojawia się ona w większym lub mniejszym wymiarze, czasami wkrada się do niego gwałtownie i niespodziewanie, czasami pojawia z naszego własnego wyboru, czasami towarzyszy niektórym od samych narodzin. Sieroty są tymi osobami, które mają najwięcej powiedzenia na temat samotności, bo ta kroczy z nim ramię w ramię od początku ich życia. Homer Wells to sierota i główny bohater tej książki, którego historię przedstawia John Irving z typową dla siebie wirtuozerią.

Akcja dzieje się w stanie Maine, w miasteczku St. Cloud's (Cloud's, bo nad miastem chmury niechętnie się rozstępowały, a St. dodane przez skłonność tamtejszych katolików do uświęcania wszystkiego czego się da), gdzie znajduje się sierociniec prowadzony przez doktora Wilbura Larcha. Do placówki przybywają najczęściej młode kobiety w ciąży, żeby urodzić i zostawić nowo narodzone dzieci albo poddać się operacji usunięcia niechcianego płodu. Miejsce to jest zarazem domem Homera Wellsa, dwunastoletniego sieroty, którego czterokrotnie próbowano adoptować, ale z mizernym skutkiem, co w konsekwencji doprowadziło, że zrezygnował z kolejnych prób i postanowił na stałe zagościć w sierocińcu. Chłopakiem opiekuje się doktor Larch, który z czasem zaczyna traktować go jak syna i Homer pod jego czujnym okiem uczy się pilnie nauk medycznych. Spokojna egzystencja Wellsa nie trwa jednak długo, bo niebawem na jego drodze pojawia się dwójka młodych ludzi, co zainicjuje szereg zmian w jego życiu. 


"U nas w St. Cloud's - zanotował w dzienniku doktor Larch - sieroty traktuje się jak potomków królewskich rodów." 


Niespodziewanie czas czytania przeze mnie tej książki przypadł na okres, kiedy u nas, w Polsce, zaczęła się walka o prawa kobiet do decydowania o swoim losie, co znacznie przyczyniło się do silniejszego oddziaływania na mnie tej książki - chociaż myślę, że na kobiety podziałałaby jeszcze bardziej. Aborcja to temat trudny i kontrowersyjny, ale autor nie obawiał się go poruszyć i poświęcił na to swoją książkę, stawiając swoich bohaterów przed trudnymi wyborami i pytaniami o człowieczeństwo. Niejednokrotnie rozważane są pytania, czy aborcja to zabójstwo, czy niezbędny i konieczny sposób na pozbycie się niechcianej ciąży, która powstała na przykład w wyniku gwałtu, kazirodztwa lub trudnej sytuacji materialnej, czy operujący to morderca nienarodzonych, czy wybawiciel. Irving częściej niż w poprzednich książkach operuje przypisami i przybliża nam medycynę z XVIII i XIX wieku, dzięki czemu często spotkamy się z terminologią medyczną i dowiemy się między innymi o chirurgii, technikach położniczych czy różnych przykrych chorobach, ich przyczynach, skutkach i metodach leczenia (np. alzheimer).

Aborcja to nie jedyny temat, którego dotyczy książka. Całościowo opiera się ona na sieroctwie, czyli życiu w sierocińcu, w samotności, smutku, opuszczeniu, bez matczynej i ojcowskiej miłości, z ciągłą nadzieją na adopcję do dobrej rodziny, która się tą osobą zaopiekuje. Dużo samotności w tej książce, ale nie jest ona przygnębiająca. Kto zna Irvinga, ten bardzo dobrze wie, że w jego prozie oprócz dramatu jest też miejsce na nieco komizmu i wesołości, i nie inaczej jest w tej książce. A oprócz anatomii i sieroctwa autor przybliża także zagadnienia sądownicze (związane z prawem adopcyjnym i aborcją), botaniczne (dotyczące sadownictwa, które jest ważnym źródłem utrzymania bohaterów) i wojenne (głównie dlatego, że akcja dzieje się w latach 1920-1950, czyli przypada na okres, kiedy na świecie toczy się II wojna światowa, i Wally Worthinton, jedna z ważnych postaci w książce, bierze w niej udział, co znacznie odbije się na życiu Homera Wellsa).


"U nas w St. Cloud's kocha się to, co trudne." 


Fabuła jest ciekawa i poruszająca, i toczy się powoli i w tym samym tempie, ale nie przeszkadza to zupełnie. Natomiast postaci, jak to zwykle bywa u Irvingaprezentują się interesująco i wyśmienicie. Nie będę ich tym razem przybliżał, jedynie nadmienię, że szalenie podoba mi się w książkach autora to, że mimo wielu dziwactw i odchyleń od normy u wielu postaci (nie tylko w tej książce), nie ma w prozie Amerykanina żadnego traktowania z góry, wyszydzania, wytykania palcem czy gnębienia w jakikolwiek sposób drugiego człowieka. Człowiek przedstawiony z każdej strony, dobrej, złej, dziwacznej, zwyczajnej, w prostych, trudnych, absurdalnych sytuacjach. Tu nawet prostytutka nie jest pozbawiona godności i powabu, ot zawód jak zawód, i nawet jeśli autor ustami swoich bohaterów używa nieco bardziej ordynarnego zwrotu jak "dziwka" to nie brzmi to jak ktoś gorszy czy z marginesu. Każdego należy szanować i próbować zrozumieć - to bije z książek Irvinga i między innymi dlatego tak bardzo podoba mi się jego proza, po którą sięgam i czytam z największą przyjemnością.

Regulamin tłoczni win jest jednym z najpopularniejszych dzieł autora i może być znane także osobom, które częściej niż po prozę sięgają po film, bo ta pozycja została zekranizowana pod tytułem Wbrew regułom, i sam Irving napisał scenariusz do tego filmu, za co otrzymał Oscara w 2000 roku, i zyskał dzięki temu znacznie na popularności. Mimo iż filmów wiele się już naoglądałem to jednak tego jeszcze nie widziałem, chociaż powstał stosunkowo dawno. Muszę koniecznie to nadrobić w najbliższym czasie.


"W sierotach poczucie bezpieczeństwa buduje się powolną systematycznością"


Regulamin tłoczni win to książka finezyjna, urzekająca, poruszająca i filuterna. Polecam ją każdemu, kto ceni sobie najwyższej jakości prozę, wyrafinowany styl pisania i ciekawe wątki fabularne z głębokim pokładem emocjonalnym. Dla mnie osobiście jest to artyzm na najwyższym poziomie i lektura idealna, i jeśli do tej pory miałem jakieś wahania niepewności to po przeczytaniu tej książki już na pewno nie mam żadnego i wiem, że przeczytam wszystkie pozycje, jakie wyszły spod ręki tego pisarza. Dla każdego i na każdą okazję. Polecam koniecznie!


*John Irving, Regulamin tłoczni win, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, s. 104.
**tamże, s. 796-797.
***tamże, s. 20.

Za książkę serdecznie dziękuję  wydawnictwu Prószyński i S-ka. :)

30 komentarzy:

  1. Kusisz Ciastek... W tym roku pewnie nie dam rady zabrać się za taką kobyłkę ale to pozycja, którą po przeczytaniu Twojej recenzji, muszę przeczytać w przyszłym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuszę, bo Irving jest kapitalny. Serio. Jak znasz Steinbecka i McCarthy'ego, to Irvinga musisz poznać koniecznie. :)

      Usuń
    2. Noo tych dwóch znam, co prawda z McCarthym mam problem bo "Droga" podobała mi się bardzo tak przy "Suttree" męczyłem się strasznie i obecnie raczej nie mam na niego parcia, tak Steinbeck ma u mnie dwa plusy i też jest na liście do przeczytania ;) Z Irvingiem już raz prawie próbowałem bo przyniosłem sobie z biblioteki "Świat według Garpa" ale tak jakoś nie miałem weny... :D Ale to co piszesz o "Regulaminie.." nastawia mnie bardzo pozytywnie i na pewno przeczytam.

      Usuń
    3. Nie czytałem "Sutree", więc ciężko mi się wypowiedzieć. Generalnie u Cormaca to styl, jakość i głębia poruszają, a obnażanie ludzkich ciemnych stron przytłacza. Ale nie każda fabuła odpowiada, mi na przykład średnio pasował "Strażnik sadu", nie ruszyło mnie też specjalnie "W ciemność", ale pewnie jeszcze do nich wrócę. Natoamist "Droga" i "Krwawy południk" to rewelacja. O moim zamiłowaniu do Steinbecka już wiesz. Od Irving równie dobrze możesz sięgnąć na początek po tego "Garpa" - jest momentami przekomiczny, ale czasem wali po łbie ostro. Nie raz parskałem, żeby zaraz na następnej stronie być wbitym w fotel. Wszystkie jego książki to cegiełki, ale jak wsiąkniesz to czyta się bardzo szybko. :)

      Usuń
  2. No to rzeczywiscie z tematem aborcji jak najbardziej "na czasie". Irving zaraz po Steinbacku koniecznie do poznania przeze mnie!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I irytowałem się bardzo przez te wydarzenia, ale to temat na kiedy indziej. W każdym razie obu możesz spokojnie sprawdzić, jak będziesz miał czas. :)

      Usuń
  3. Czytalam recke, wręcz czułam Twój zachwyt i sama pozostawałam niewzruszona. Już bardziej pociągał mnie Steinbeck. Do Irbinga zachęca mnie tylko wyszukany styl pisania, a chwilowo jednak to za mało, żeby próbować tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i znowu to robisz! Kusicielu :P Ja w tym roku spasuję, bo mam książek do czytania na pęczki na razie, ale kiedyś, może...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci się podoba Steinbeck to myślę, że Irving też będzie. Irving szerzej się rozpisuje i porusza bardziej kontrowersyjne tematy. :)

      Usuń
  5. O kurcze - 6/6 to rzeczywiście wisienka na torcie :D Nie będę się powtarzać jak się cieszę, że spodobała Ci się ta książka. Dla mnie, po jej przeczytaniu, Irving stał się niekwestionowanym mistrzem empatii, a nawet wyczucia, przy jednoczesnym poruszaniu kontrowersyjnych tematów. A Larch? Genialna postać, Irving przeszedł samego siebie portretując go. "Sraj albo złaź z nocnika"!
    Swoją drogą - ciekawie połączyłeś temat powieści z obecnymi wydarzeniami. Myślę, że wielu osobom przydałoby się przeczytanie "Regulaminu...", tak dla ozdrowienia swojego stanowiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie inaczej. Wisienka i to taka sporawa i mega słodka. :) I wątpię, żeby coś ją przebiło, ale jak następne książki będą na poziomie poprzednich to nawet nie musi, bo to dla mnie i tak sporo. :)
      Larch bardzo dobry, Homer też zresztą. Irytowała mnie trochę ta sytuacja życia we 3 do pewnego czasu, kiedy zrozumiałem, że Homer chyba tak bardzo bał się samotności i kochał Candy (i samego Wally'ego), że nie mógł z niej zrezygnować i przystał na takie życie.
      No tak się akurat złożyło niespodziewanie. :)

      Usuń
  6. "Regulamin..." jest jedną z moich ulubionych powieści tego autora, ale to już wiesz :) W pełni zgadzam się z Twoim zachwytem, który tak dobrze przekazałeś w tej recenzji. Irving świetnie radzi sobie z przedstawieniem kontrowersyjnych tematów, spoglądając na nie z różnych stron, a jednocześnie cały czas opowiada o człowieku, jego lękach, radościach, pragnieniach, drobnych dziwactwach. Jeśli do tego dołoży się rewelacyjny, gawędziarski styl, to czegóż chcieć więcej ;) Bardzo fajna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Maksymalna nota, ale książka w pełni na nią zasługuje, jeszcze długo po jej przeczytaniu rozmyślałam o niej. :) Świetna recenzja, z zainteresowaniem przeczytałam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. I cieszy, że jest kolejna w kręgu zachwycających się tą książką, bo naprawdę jest czym. Muszę koniecznie film zobaczyć. :)

      Usuń
  8. Zainteresowałeś mnie, dlatego rozpocząłem poszukiwania darmowego fragmentu, aby sprawdzić czy pisarz (którego nie znam) faktycznie wart jest lektury, a książka trafi w moje gusta. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie można nigdzie znaleźć darmowego fragmentu powieści, aby się z nim zapoznać przed zakupem książki. Czarę goryczy przelało bezczelne i aroganckie zachowanie Prószyńskiego, który udostępnił (a owszem) darmowy fragment utworu - w formacie epub i mobi (!!!). Nie da się ukryć, że to zachowanie miało na celu tylko jedno - pokazanie czytelnikom takim jak ja, że wydawnictwo jednoznacznie traktuje ich jak czytelników drugiej kategorii, którzy w rachunku ekonomicznym wydawnictwa są jedynie zbędnym elementem... rzec można nieistotnym pierdnięciem, które można odgonić i zapomnieć. Poczułem się, jakby mi flegmą napluli w twarz i jeszcze kazali podziękować za łaskę :/
    Oświadczam wszem i wobec, że wskutek takiego traktowania tradycyjnego czytelnika, NIGDY nie dam zarobić temu wydawnictwu. Co więcej, informację o powyższym będę kolportował wśród znajomych. Nie będzie to zmasowana akcja, ale mój mały protest przeciwko traktowaniu mnie jak śmiecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostro pojechałeś. Ale może niepotrzebnie? Powiedz mi, Ty te .pdf-y (bo zakładam, że taki format chciałeś) czytasz na kompie, tablecie czy telefonie? Pytam, bo są programy do obsługi .epub i .mobi, które są całkiem wygodne, wygodniejsze nawet niż np. Adobe do .pdf-a. Ja korzystałem z Calibre, jak nie miałem czytnika - a teraz używam go do przesyłania plików na sprzęt.
      Poza tym trochę mnie zaciekawiłeś, bo oni udostępniają na swojej stronie na ogół fragment we wszystkich 3 formatach. Może trzeba było się do nich odezwać po prostu i zapytać o udostępnienie .pdf? :)

      Usuń
    2. Oczywiście, chodziło mi o pdfa. Nie posiadam ani tableta ani ebooka i w najbliższym czasie posiadać nie będę. Mam smartfona i dwa laptopy, z czego jeden służbowy. I właśnie na nim chciałem przeczytać fragment polecanej książki. Jak wspomniałem, to służbowy sprzęt, więc nie mogę na nim instalować żadnego oprogramowania i dlatego nie wchodzą w rachubę żadne programy do odczytu czy konwertery na inny format. Zresztą, dlaczego mam to robić? To chyba wydawnictwu powinno zależeć na sprzedaży książek, a nie mi, prawda?
      Niestety, polityka wydawnictwa jest (jak widać na załączonym obrazku) nakierowana na czytelnika elektronicznego, natomiast czytelnik tradycyjny jest traktowany po macoszemu. Wniosek nasuwa się sam -następuje elektronizacja rynku książkowego jeszcze szybciej niż się spodziewałem. Na domiar złego czytelnicy tradycyjni nie chcący poddać się reżimowemu obowiązkowi posiadania ebooka zostają brutalnie wyrzucani na margines życia książkowego.
      Szczerze, to nie interesuje mnie czy brak pdfa to wynik niedopatrzenia czy celowe działanie. Efekt jest taki, że poczułem się totalnie zlekceważony, jakby czytelnicy mi podobni byli dla wydawnictwa nic nie znaczącymi drobiazgami. Z całą pewnością moja reakcja była emocjonalna, ale po prostu poczułem się jak ścierwo, któremu kazano spierdalać i nie wracać bez czytnika...
      Przykro mi ogromnie i jak napisałem: od dziś bojkotuję Prószyńskiego za chamstwo i arogancję.

      Usuń
    3. No to opcja z obsługą przez programy odpada. Ale mimo wszystko myślę, że zanim zacznie się krytykować, warto rozważyć pewne kwestie, bo 100% nie wiesz, czy to umyślne działanie, czy niedopatrzenie. Podpina to człowiek taki jak Ty, czy ja, i też się może pomylić. Ja zawsze dopytuję takie kwestie, bo nie wszystko musi być z góry WIADOME. Chciałbym, żeby tak było, ale tak nie jest. :)
      Zrobisz jak uznasz za stosowne, ja jeszcze z Prósem nie miałem nigdy problemu, ani jako recenzent, ani jako zwykł czytelnik.

      Usuń
    4. Ciastek, nie zrozumiałeś. Fakt dyskryminacji czytelnika tradycyjnego pozostaje faktem, niezależnie od intencji. Jak nie wpuścisz czarnoskórego do autobusu, nie ma znaczenia czy zrobiłeś to, bo:
      1) nienawidzisz czarnych,
      2) nie masz nic przeciwko, ale szef ci kazał nie wpuszczać,
      3) nie masz nic przeciwko, twój szef też, ale pasażerowie zaczęli się awanturować,
      4) po prostu go nie zauważyłeś, bo było ciemno ;)
      Którykolwiek wariant byś nie wybrał, dochodzi do dyskryminacji.
      I tak jak ci pisałem, nieistotne jest dla mnie czy brak pdfa to wynik nieopatrzenia czy celowe działanie. Szczerze, to nic mnie to nie obchodzi. Interesuje mnie tylko efekt końcowy, a on jest taki, że z winy wydawnictwa nie mogłem przeczytać fragmentu powieści.
      I jeszcze jedna sprawa: nie widzę sensu pytania wydawnictwa o brak pdfa. Chociaż nie... Napiszę do nich, ciekawe jak się wytłumaczą z segregowania czytelników na lepszych i gorszych... Może być zabawnie ;)

      Usuń
    5. Po części masz rację. Ale ja jestem taki, że zawsze patrzę z perspektywy dwóch stron, bo ja nie jestem ten, wokół którego musi się wszystko obracać. Chciałbym, żeby tak było, ale tak nie jest, i nie będzie, a usilne działanie w takim stylu z myślą, że to coś zmieni, z góry skazuje mnie na porażki, nerwy i brak korzyści.
      Napisz i daj info, co Ci odpisali. :)

      Usuń
    6. Ciecie i tyle...

      "Szanowny Panie,
      Dziękujemy za wszystkie uwagi.
      W przypadku większości naszych nowości wydawniczych staramy się udostępniać czytelnikom fragmenty na naszej stronie internetowej – nie tylko w postaci plików do pobrania epub czy mobi, ale także w wersji online i/lub pdf. Jak widać jednak jeszcze wiele musimy w tym zakresie poprawić.
      W imieniu wydawnictwa przepraszam za kłopot. Niebawem fragment „Regulaminu tłoczni win” w wersji online zostanie udostępniony na naszej stronie. Tymczasem przesyłam oczywiście fragment w pliku pdf, mając nadzieję, że zachęci on Pana do zakupu tego tytułu.

      Pozdrawiam"

      Usuń
    7. No i widzisz jak elegancko. :D

      Usuń
    8. Eeee tam... Liczyłem na zupełnie inną odpowiedź. Pokorespondował bym jeszcze, ale się rozchorowałem i ciężko mi myśli zebrać.

      Usuń
    9. Dlatego ja się staram jak najczęściej tłamsić w sobie podobne reakcje, bo w większości przypadków denerwuje się i osądzam niepotrzebnie i niepoprawnie. :)

      Usuń
    10. Ciastek, ta odpowiedź w ogóle mnie nie satysfakcjonuje. Marketingowe bzdury i slogan. Generalnie żenua. Jesteś za dobry. Wydawnictwa w swoich zachowaniach to wykorzystują. Ja sobie nie dam w kaszę dmuchać...

      Usuń
    11. Masz rację, jestem. Ale jak mi coś mocno wadzi albo jest racja po mojej stronie, a ktoś próbuje udowodnić, że nie jest, to też się kłócę do końca. :)

      Usuń
  9. Muszę w końcu zabrać się za tę lekturę, tym bardziej, że od dłuższego czasu leży na mojej półce i czeka na swoją kolej.

    OdpowiedzUsuń