wtorek, 19 stycznia 2016

ZAGUBIONY AUTOBUS - John Steinbeck [recenzja przedpremierowa]



Tytuł oryginału: The Wayward Bus
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 21 stycznia 2016
Liczba stron: 290
Gatunek: Powieść społeczno-obyczajowa, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 4+/6

"Różnorodność osobowościowa"

Kalifornia, tutaj znajduje się przykryta wielkimi drzewami wysepka, na której istnieje Rebel Corners (Rozdroże Buntowników), miasteczko założone przez rodzinę Blankenów, przybyszy z Kentucky. Początkowo wyglądało jako nędzne, brudne i niepewne miejsce, które nabrało blasku dopiero 80 lat później, kiedy pojawiła się tutaj rodzinka Chicoyów. Juan Chicoy, całkiem przystojny pięćdziesięcioletni pół krwi Irlandczyk i Meksykanin, i jego tęgawa, niezbyt urodziwa, ale żwawa żona - Alice Chicoy. Ona prowadzi mały przydroży bar, który odwiedzają stali klienci i turyści podróżujący z północy i południa. On prowadzi wieczorami garaż, gdzie wulkanizuje dętki, opony i zajmuje się mechaniką samochodową, a za dnia jest kierowcą autobusu, na linii między Rebel Corners a San Juan de la Cruz.

Sweetheart to natomiast stary, zasłużony, czterocylindrowy autobus, z silnikiem benzynowym i specjalną skrzynią biegów, który odbył mnóstwo podróży, dzięki czemu mógłby sobie już gdzieś stać na boku bezczynnie i samotnie, i powoli niszczeć, ale dalej jeździ, prowadzony przez Juana Chicoya, który go ciągle odnawia na zewnątrz i w środku. Jeżdżą nim przeróżne osoby z San Juan de la Cruz do Rebel Corners albo z Rebel Corners do San Juan de la Cruz. Jadą do rodziny lub do przyjaciół, żeby się osiedlić lub za pracą,  żeby kogoś poznać ciekawego w autobusie albo dla samej podróży. A jak nie jadą, gdy na przykład autobus Sweetheart nie chce zapalić i trzeba go trochę podreperować, to siedzą sobie w przydrożnym barze i rozmawiają przy kawie, whisky lub posiłku. Czasem na spokojnie. Czasem z większym entuzjazmem lub nawet pewną nerwowością. 

Fabuła książki zaczyna się właśnie w tym przydrożnym barze, kiedy zepsuty autobus nie mógł zawieść pasażerów do San Juan de la Cruz, więc Ci w czasie, kiedy Juan go naprawiał, musieli przenocować w tym miejscu, żeby móc na drugi dzień ruszyć dalej. Alice, gospodyni i szefowa, nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji, bo nie dość, że musiała odstąpić łóżka podróżnikom, a samej spać na sztywnym krześle, to jeszcze na dodatek rano była niejako przymuszona do usługiwania niechcianym gościom, którzy w kilku przypadkach zażyczyli sobie posiłek przyniesiony im do łóżka. W czasie pobytu w restauracji i domu Chicoyów część z pasażerów zdążyła odbyć kilka rozmów między sobą i nieco się poznać. A kiedy autobus został naprawiony mogli ruszyć w dalszą podróż. Ale ta podróż wcale nie należy do najprzyjemniejszych, bo część z nich nie przepada za sobą, a w dodatku narastający i ulewny deszcz powoduje ryzyko, że autobus może nie być w stanie przebyć pozostałej drogi.

Uwielbiam książki Steinbecka. Zwłaszcza jego niezwykle sugestywne opisy. Te opisy przyrody czy wyglądu człowieka są momentami tak plastyczne i dosłowne, że wystarczyłyby malarzowi do odtworzenia niemal idealnego obrazu, bez konieczności zerknięcia wcześniej na malowany obiekt. Autor potrafi opisać zwykłą szarą codzienność, człowieka i otaczające go środowisko w tak cudowny sposób, że dosłownie się relaksuję, mięknę i odpływam. Dlatego idealne jest czytanie jego książek w wygodnym fotelu, bo jak się już zacznie i wsiąknie to nie chce się podczas tej lektury za szybko wstawać. 

"Gdy wiosna była w pełni, gdy trawa zieleniła się na polach i u podnóża pagórków, gdy maki i łubiny czyniły ziemię wspaniale niebieską i złotą, gdy wielkie drzewa budziły się w żółtozielonym kolorze młodych liści - wtedy nigdzie na świecie nie znalazłbyś piękniejszego miejsca. Nie była to piękność, której się nie spostrzega, bo już się do niej przywykło. Każdego ranka chwytała na nowo za gardło. Słodki zapach łubinów i trawy przyspieszał oddech i dyszałeś niemal pożądliwie."*

Warto zaznaczyć, że książki Steinbecka to przede wszystkim powieści społeczno-obyczajowe, w których opisuje po prostu samą prozę życia. Nie ma tutaj niczego niesamowitego i nieprawdopodobnego jak w książkach fantastycznych. Człowiek i jego problemy, czyli wszystko to, co na co dzień tworzy jego rzeczywistość. W tym przypadku czytamy o osobach podróżujących autobusem i przebywających w barze, które wzajemnie się poznają poprzez rozmowy i reakcje na zaistniałą sytuację. Postaci są tutaj kluczowe. Komiwojażer naciągacz, troje ludzi udających idealną i szczęśliwą rodzinkę, starsza zrzędliwa kobieta, cichy chińczyk czytający gazety, dwaj hindusi, grek udający grubą rybę biznesu, nieco frywolna kobieta. Każdy z nich inny; zgorzkniały, próżny, zarozumiały, bojaźliwy, porywczy, zawzięty, pewny siebie, irytujący, mądry, głupi, nerwowy, spokojny, brzydki, ładny. Krótko mówiąc: pełna różnorodność osobowości. I na dodatek każdy z nich ma swoje przeżycia i chce się nimi podzielić z innymi, opowiedzieć swoją historię życia. A autor wszystkich ich bardzo wyraziście i ciekawie przedstawił. Między wierszami też próbuje podkreślić najważniejsze tutaj cnoty, czyli uczciwość, ciężką pracę i oszczędność, które zapewniają szczęśliwe i dobre życie. 

Literatura Johna Steinbecka relaksuje, uspokaja, upaja i przede wszystkim, co moim zdaniem jest najważniejsze, pozwala dostrzec i docenić podstawowe i najważniejsze ludzkie wartości oraz tę prozaiczną, codzienną i rutynową część naszego życia, którą nie zawsze odpowiednio postrzegamy i doceniamy tak jak powinniśmy, stale siląc się o to, aby ciągle mieć więcej i lepiej. Nie każdemu przypadnie do gustu taka zwykła, prosta literatura, jakkolwiek pięknie i plastycznie napisana. Czytelnik, który szuka czegoś nowego, odkrywczego, bardziej rozwiniętego naukowo czy technologicznie, może się najzwyczajniej w świecie zawieść. Ja natomiast wiem, że przeczytam wszystkie książki Johna Steinbecka, jakie tylko pojawiły i pojawią się na naszym rynku, dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka i innym, i będę stale je polecał. I wiem także że nawet jak już te wszystkie jego książki przeczytam, to będę je czytał po raz drugi, i trzeci, i czwarty, aż dożyję późnej starości, kiedy niewiele rzeczy będzie mnie już interesować i obowiązywać, dzięki czemu o każdej porze dnia będę mógł wyjść spokojnie na werandę domku na wsi z widokiem na las lub rzekę, usiąść na bujanym fotelu, gdzie koło nóg będzie sobie leżał zasłużenie pies, również sędziwego wieku, a obok stał sobie stolik, na którym koniecznie znajdywać się będzie imbryk z kawą lub herbatą, i zanurząjąc się w lekturze nie będzie mnie nic więcej poza tą chwilą obchodzić. 

*John Steinbeck, Zagubiony autobus, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016, s. 11. 

PS: Chciałem jeszcze tylko zaznaczyć, bo to dla mnie ważne, że to pierwszy raz w życiu, kiedy miałem okazję zapoznać się z książką przed jej pojawieniem się w księgarniach, czyli przedpremierowo. Serdecznie dziękuję za taką możliwość i egzemplarz recenzyjny wydawnictwu Prószyński i S-ka. :)


28 komentarzy:

  1. Bardzo zachęcająca recenzja :)
    Ostatnio, tego autora, czytałam "Podróże z Charleyem". Spędziłam przy niej bardzo przyjemnie czas. Wszystko dlatego, że Steinbeck wspaniale posługuje się słowami. Potrafi pięknie i z dużą przenikliwością oddać otaczającą rzeczywistość, także ludzi.
    Z chęcią sięgnę i po "Zagubiony autobus" :) W jego przypadku, nawet zwykła codzienność potrafi oczarować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :)
      Ja też czytałem "Podróże z Charleyem", w zeszłym roku, pisałem chyba nawet o tym tutaj. Całkiem fajna, przyjemna książka. Ale taka już bardzo luźna i mało Steinbeckowa, poza tymi opisami. I momentami się pośmiałem trochę, np. przy tej akcji z grizzlim. :) Steinbeck to mistrz słowa. Świetny jest.

      Usuń
    2. Oj tak, można było się pośmiać ;) Choć były też momenty mało przyjemne, jak te wodzirejki przed szkołą...
      Muszę jeszcze po inne jego książki sięgnąć :)

      Usuń
    3. No, to też było niezłe. Ogólnie klimaty amerykańskie. Bardzo podobała mi się sama inicjatywa tej książki i podróży, że on się tam wybrał, bo przestał czuć tą Amerykę i musiał to w sobie odnowić. :)
      Ja niedługo sięgam po "Zimę naszej goryczy".

      Usuń
    4. Mnie podobała się ogólnie sama idea wyruszenia w podróż. Nie tyle, żeby poczuć na nowo Amerykę, ale po prostu, takie zebranie się, zostawienie na jakiś czas codzienności i ruszenie na wyprawę po kraju :)
      Ja "Zimę..." zostawię sobie chyba na koniec. Dosyć emocjonalnie podchodzę do książek i trochę odstrasza mnie ta gorycz, że może być to bardzo przygnębiająca lektura. No, ale zobaczę jakie będą Twoje wrażenia :)

      Usuń
    5. No, to jest świetne. Ale to wiesz, takie rzeczy to w Ameryce i jak się ma tyle kasy, że się pracować nie musi po 8 h dzień w dzień. Zresztą w Polsce średnio sobie i tak taką wyprawę wyobrażam. Ale w Ameryce czemu nie. :)
      Ja sobie założyłem, że czytać będę Steinbecka od najmniejszej, od której zacząłem i ewentualnie to, co w trakcie się pojawi, zanim sięgnę po Grona i Na wschód. Do teraz przeczytałem w takiej kolejności:
      -Myszy i ludzie
      -Tortilla Flat
      -Podróże z Charleyem
      -Cudowny czwartek. Ulica nadbrzeżna
      -Zagubiony autobus

      Teraz będzie "Zima". Masz rację, fabuła brzmi nieco przygnębiająco. Ale sprawdzę to i zobaczymy. :)

      Usuń
    6. To prawda, kasa by się przydała, i możliwość miesięcznego urlopu od pracy ;) Bo ja wiem, czy tylko w Ameryce? W Polsce kampery coraz częściej się pojawiają i możliwości parkowania też jest więcej :) Generalnie, to też pewnie kwestia charakteru, takiego bardziej spontanicznego i otwartego na przygodę prawdziwą, a nie tylko w myślach. Wtedy chyba mniej jakoś przeszkód stoi na drodze :)
      A która z tych przeczytanych książek podobała Ci się najbardziej? :)

      Usuń
    7. Pewnie masz rację. Ja tak nie podróżuję, więc nie dostrzegam też. Zresztą nasz kraj w istocie bardzo ładny jest i wiele można zwiedzić. Tylko że wiesz, mi chodzi o te drogi ich. To co na okładce. Jeździsz i długo, długo nic po prawej i lewej, jak w jakichś westernach od czasu do czasu ci krzok przeleci albo kojot zawyje. :P Taka preria i typowa amerykańska prowincja. Wiadomo, że tak jest tylko w części Stanów, ale u nas tego nie ma. My mamy jeden klimat. :)

      I zdecydowanie charakter, zgadzam się. U mnie tej spontaniczności niewiele. Ja tam wolę mieć większość zaplanowane, jak rasowy pedant. :D

      Wiesz co. Chyba te połączenie dwóch nowel, czyli "Ulica nadbrzeżna i Cudowny czwartek". :) Ale myślę, że najlepsze dopiero przede mną.

      Usuń
    8. Aha... znaczy, bardziej pociągają Cię takie pustkowia ;)
      A rozumiem, rozumiem, ja też do nadmiernie spontanicznych osób nie należę ;P
      "Najlepsze dopiero przede mną" - a to bardzo dobre podejście, nie tylko w przypadku książek ;)

      Usuń
    9. Niekoniecznie. Po prostu w przypadku takiej podróży Amerykańskimi drogami tak to sobie wyobrażam i to by mi się podobało. :) Ja to najbardziej bym chciał wylądować na sawannie z dobrym aparatem i mogę napierdzielać fotami non stop albo po prostu siąść na jakimś drzewie i podziwiać. :)

      "Na wschód" i "Grona" były uhonorowane nagrodami i najlepiej są oceniane na portalach, jak tak patrzę, więc też tak wnioskuję, że najlepsze przede mną. :)

      Usuń
    10. Rozumiem :)
      Jesteś entuzjastą fotografii? :)

      Usuń
    11. Na co dzień nie, ale jak gdzieś jadę to lubię robić fotki wszystkiego dookoła, zwłaszcza jakichś widoczków ładnych. Dobrych kilka lat wstecz, jakieś 10-12, kiedy rodzice kupili mi cyfrówkę i to było takie WOW dla znajomych wtedy, bo mało kto miał taki sprzęcik, chyba że zajmował się poważniej fotografią. No i oczywiście aparat był wszędzie i robiliśmy mnóstwo fotek na każdej imprezie i nie tylko. I było kilka takich sytuacji, kiedy zrobiłem jakąś fotę, że normalnie zlewaliśmy ze śmiechu. I to bardzo przypadkowo. Mieliśmy taki wypad do jednej miejscowości pod Żywcem, gdzie szliśmy skacowani jakiegoś dnia po grubej imprezie na jakąś górę. Ciastek aparat na szyję i fotka leciała z każdej strony prawa, lewa, tył, przód. Co tylko mi się spodobało to pstrykałem. Znajomi potem się śmiali, że można by zrobić przewodnik turystyczny na tą górę. :P Ale szczyt śmiechu był, kiedy doszli do foty, gdzie dosłownie przed obiektywem ująłem Muchę w locie. :D

      Usuń
    12. Muchę w locie? Nieźle :D
      Świetna pamiątka potem z takich zdjęć :)

      Usuń
    13. Ta, tylko nie potrafię tego znaleźć. Ale znalazłem za to osę (chyba to jest osa) w locie. :P Zobacz sama:
      http://wgrajo.pl/?v=hpim1762.jpg

      Pewnie. I widzę na przykład, że wyglądałem lepiej starszy niż jak byłem młodszy. :P

      Usuń
    14. O, nieźle uchwycony owadzik :) Wyjątkowo gigantycznie wygląda :D Hmm... bardziej stawiałabym na trzmiela ;)

      Znaczy jak wino, im starsze, tym lepsze ;)

      Usuń
    15. Być może. W każdym razie to jakieś latające, owadzie i najczęściej denerwujące. Na szczęście przelotem na nie nalotem. :P

      Być może. :)

      Usuń
  2. Ach, Ty i Twój ulubiony Steinbeck ;)
    Przymierzam się do tej powieści, tym bardziej, że nie jest "cegłą" jak np. Na wschód od Edenu. Czuję się zachęcona, baaardzo! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, jestem prozą tego człowieka oczarowany. :) Ja go traktuje ja takiego dobrego wujka, który mi opowiada swoje historie. Świetny jest. Fajnie, że czujesz się zachęcona. Będę czekał na jakieś opinie, komentarze, recenzje. :)

      Usuń
  3. Poza "Myszy i ludzie" Steinbecka nie znam nic, mam nadzieję, że w tym roku uda mi się coś nadrobić, na "Grona Gniewu" mam ochotę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Myszy i ludzie" świetne, klasyk. "Grona Gniewu" mam jeszcze przed sobą, ale stoją na półce, jakby co. :)

      Usuń
  4. Kolejna zachęcająca recenzja do twórczości Steinbecka! :D Chciałbym czytać jedną książkę na godzinę, może wówczas podgoniłbym moje plany chociaż troszkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, dzięki. Jak będziesz miał ochotę na Steinbecka to pisz, coś polecę na początek. :)

      Usuń
  5. Chyba jestem odlutkiem, bo nie znam Steinbecka. Może gdzieś mi się obił o uszy, ale nie na tyle, bym mogła go zapamiętać. A co do tej powieści, jakoś nie czuję nic, co mogłoby mnie zainteresować w niej, niestety.


    Pozdrawiam,
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zainteresują Cię inne, których Stinbeck ma niemało. A możesz być pewna, że jeszcze nie raz zobaczysz tutaj post o nim. :)

      Usuń
  6. Steinbeck jest niesamowity... Nie mogę się doczekać aż zanurzę się w tej książce :)

    PS: Podoba mi się Twoja wizja z werandą i psem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo będzie kolejna, może też Cię zachęci, albo zachęci bardziej jeszcze.

      PS: Mi też. ;)

      Usuń
  7. Jak już wiesz planuję poznać prozę tego autora, myślę, że uda mi się tego dokonać w tym roku :) Kolejny tytuł trafia na moją listę :) Bardzo zachęcająca recenzja, niesamowite wrażenie czytać książkę przed jej premierą, prawda? Gratuluję zacnej współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka :) Pozdrawiam, przyjemnego dnia Kamil :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tak, bardzo przyjemne. Jeszcze mam nadzieję kiedyś mieć taką recenzję przedpremierową książki, której w ogóle dotąd nie było. To jeszcze przede mną. Jednakże współpraca z Prószyńskim mnie bardzo cieszy, bo to bardzo miła współpraca. :) Dziękuję, miłego. ;)

      Usuń