czwartek, 7 stycznia 2016

Goście specjalni Polcon 2016



Tego konwentu chyba przedstawiać nie muszę? Jeśli ktoś chciałby odwiedzić stronę i poczytać więcej to zapraszam na polcon2016.pl . Ja piszę tego posta tylko ze względu na specjalnych gości, którzy mają się pojawić. A mają to być:


Jack Ketchum (!!) - na którym mi najbardziej zależy :)  



Edward Lee (!) - mam już autograf, ale bardzo chętnie wezmę go osobiście :)  



Peter V. Brett - to nazwisko chyba najbardziej ucieszy wielu fanów fantastyki :)  


Mark Hodder - kojarzę Pana z cyklu detektywistycznego a la Sherlock-Watson.  



Olga Gromyko - tej Pani nie znam, ale zdaje się, że Kasia z bloga Kącik z książką coś na jej temat może powiedzieć. ;)



Oprócz gości specjalni mają być też polscy pisarze:

Maja Kossakowska; Eugeniusz Dębski ;Andrzej Drzewiński; Jacek Gdaniec; Jacek Inglot; Szymon Kloska; Rafał Kosik; Maciej Parowski; Wojtek Sedeńko; Witold Siekierzyński; Jadwiga Zajdel; Andrzej Ziemiański.

Generalnie na konwenty nie jeżdżę, ale wychodzi na to, że szykuje mi się pierwszy taki wypad, bo już raz ominęła mnie wizyta Ketchuma w Polsce, a tym razem musiałoby się wydarzyć coś bardzo złego, żeby ponownie się tak stało, więc na dzień dzisiejszy na Polcon jadę. :) Czy ktoś z Was też myślał, żeby się wybrać? :)

33 komentarze:

  1. Muszę zrobić wszystko by tam pojechać i spotkać Panią Gromyko no i oczywiście Pana Bretta. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiepścizna. Jeśli nikt porządny się nie pojawi, to znowu ominę konwent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt Brett to nie Williams. Ale cholernie popularny, więc może jest coś na rzeczy? ja go kompletnie nie znam. A Ketchuma lubię w cholerę, więc mnie ten konwent nie ominie. :)

      Usuń
    2. Oj ciastek, nie chodzi o Williamsa. On już był dwa razy u nas w kraju. Wypadałoby jednak, aby przyjechał do Polski ktoś z prawdziwego zdarzenia, a nie jacyś bzdurmistrze. Nie obraziłbym się za wizytę Neala Stephensona, Dana Simmonsa, Jacka Dukaja, Clive'a Barkera, Michaela Swanwicka, Paolo Bacigalupiego, Chiny Mieville'a, Iana MacLeoda itp. Kim są Gromyko czy Ketchum? Czy napisali choć jedną książkę podczas lektury której nie ma się ochoty wydłubać sobie oka i podrapać widelcem po mózgu?

      Usuń
    3. Ja domyśliłem się, że nie o Williamsa, a może bardziej nie o samego Williamsa. Ale chyba byś nie odmówił, gdyby miał się pojawić i trzeci? A swoją drogą kiedy on był drugi raz? To znaczy ostatnio był, co Ty byłeś, a wcześniej?

      Kwesti wybitności, ambitności i ogółem poziomu artyzmu bym nie poruszał, bo u każdego ta linia jest na różnej wysokości, a jakie to ma znaczenie? Książki mają cieszyć i dawać rozrywkę przede wszystkim. ;) Ja tam cholernie Ketchuma lubię i zawsze będę polecał do przeczytania. Poza tym czytałem niejednokrotnie, że to prywatnie bardzo spoko gościu jest, więc chętnie bym nie tylko wziął autograf, ale też przybił piąteczkę. :) Ten Lee to tak słabiej, podkręciłem się trochę. Po prostu obu znam, czytałem sporo i tyle. :) Jasne, też bym sobie w cholerę życzył kogokolwiek z tej śmietanki, którą wymieniłeś, bo poza Swanwickiem znam bardzo dobrze wszystkich. Szczególnie tego Stephensona i Simmonsa bym tu zobaczył. I Mieville'a. Dukaja idzie dorwać ogólnie.

      Usuń
    4. Ciastek, rozrywka rozrywką, a jednak nie powinna być ona na poziomie dna i dwóch metrów mułu ;) Wymagamy od polityków, dziennikarzy, naukowców i innych wysokiego poziomu, a siebie przymuszamy do lektury nędznych powiastek. One same w sobie nie są złe, ale jeśli zachowywane są proporcje w czytaniu. Sam czasem sięgam po jakiegoś bzdurmistrza, aby się "odchamić", zrelaksować czy pośmiać z nielogiczności i bełkotu, który zaserwował czytelnikom autor :) Problem zaczyna się, jak ktoś czyta tylko takie bzdety i ani myśli się rozwijać czytelniczo.
      Widzisz, uważam, że na pewno nie każdy autor pisze wtórne książki i na pewno są dzieła nieszablonowe. Ja ich szukam. Niestety, powstaje ich tak mało, że aż zęby bolą. Wiadomo, że najłatwiej jest napisać łzawą tolkienowską opowieść w stylu Jane Austen czy kolejną "straszną" powieść obyczajową a'la Stephen King i sukces komercyjny gotowy, a pieniążki na konto wpływają. Trudniej jest napisać coś nowego, świeżego, nieszablonowego. Nie w sposób znaleźć tego w większości powstających obecnie książkach, które są z reguły kopią książek które "czytaliśmy" już wielokrotnie w swoim życiu. Szczerze, nie chcę czytać kopii, nawet najlepszej jakości, chcę coś więcej. Kopia nie satysfakcjonuje, wręcz odrzuca i powoduje odruchy wymiotne i ból głowy. I nieważne czy autor to George R.R. Martin, Tad Williams czy ktokolwiek inny. Nie wnosi nic nowego od tego co już czytałem, a przez to lektura nuży, po prostu nuży i odrzuca.

      Owszem, masz rację pisząc, że dla każdego poziom jest różny. Zgadzam się, że zawsze jest pewna platforma tudzież odskocznia dla indywidualnego spojrzenia. To co dla mnie jest już "zużytym motywem" dla kogoś innego może być nowinką i świeżym spojrzeniem. Dlatego też ocena danej pozycji zależna jest od określonego wieku, stażu książkowego, indywidualnych preferencji danego czytelnika, jego głodu czytelniczego i potrzeb, jakie literatura ma mu zapewniać. Kiedyś znajomy mi powiedział, że on zawsze będzie czytał fantasy, bo lubi te krainy, magię itd. I faktycznie czyta to od ponad 10 lat i do tej pory mu się nie znudziło, tyle tylko, że on się czytelniczo nie rozwija i nie szuka innych bodźców. Ja szukam dalej, bo spora część książek z tego gatunku przestaje mi zapewniać nasycenie głodu i naprawdę cieszę się jak dziecko, jak uda mi się znaleźć coś świeżego, co nie jest kopią utartych schematów.

      Ehhh… i się rozpisałem, pomarudziłem i niewiele brakuje, abym kogoś obraził ;) Nie mam ostatnio czasu na czytanie. Tylko praca, rodzina, nauka i ewentualnie chwila na przejrzenie gazety. Ostatnio inwestuje jedynie w zbiory opowiadań (wczoraj kupiłem antologię "Steampunk" za 15 zł), bo krótkie utwory jeszcze czasem poczytam, choć głównie w pociągu na uczelnię :(

      Poczytaj Swanwicka z UW (Córka Żelaznego Smoka. Smoki Babel). Dla mnie jedna z najlepszych książek jakie wyszły w tej serii. Specyficzna, ale ryjąca czachę i z taką dawką ukrytych powiązań i absurdalnych sytuacji, że momentami płakałem ze śmiechu.

      Usuń
    5. Ale przecież nikt tu nikogo nie przymusza. Ty się czujesz przymuszony? Ja ani przez chwilę. Mamy setki tysięcy pozycji, po które możemy sięgnąć. To od nas zależy, które to będą. :)

      To samo tyczy się kwestii rozwijania. Pamiętaj, że każdy z nas jest inny. Jeden czyta dla relaksu i typowo odmóżdżenia i rozrywki, a rozwija się w inny sposób, niezwiązany z książkami. A drugi, jak Ty, sięga tylko po takie książki, które mają jakąś konkretną wartość, przesłanie i wymagają myślenia. Idealny przykłąd Twojego znajomego. Ale czy on tego pragnie i potrzebuje? No właśnie. ;) Nie pakujmy więc wszystkich do jednego wora, bo ludzki umysł jest nie do ogarnięcnia tak jak kosmos, a może nawet i bardziej. :)

      Każdy z nas by chciał dłuższej doby. Tak 36 h byłoby idealne na wszystko. :) Ja antologii nie lubię, bo za mało tego tekstu od autora jest. Wolę zbiory danego pisarza, bo mogę go lepiej poznać. :)

      Będę miał na uwadze. Póki co jeszcze mi wisi na głowie Clarke i najnowszy Bacigalupi. :)

      Usuń
    6. Przymuszenie to może za duże słowo, choć poniekąd tak jest. Nikt mnie nie przymusza do zakupu, ale jeśli bym chciał kupić np. jednego Brunnera, to mój zmysł estetyczny byłby codziennie bombardowany numerkiem na grzbiecie. To jest swego rodzaju "przymuszenie" ze strony MAG-a - kup całość, bo inaczej na półce będziesz miał w bezczelny sposób wybrakowaną książkę. Wkurzyli mnie bardzo tymi numerkami, w UW tego nie było i każdy czytelnik może sobie segregować książki według własnego klucza, a nie według tego, który zapodało wydawnictwo.

      W kwestii rozwijania: wszystko się zgadza, tylko wiesz - jest jedno "ale". Można to nazwać roboczo "poszanowaniem do wymierności czy proporcji". Nie ma się co oszukiwać, że multum ludzi na całym świecie kocha kicz i bzdety podane na talerzu, bo brzydzi się jakąkolwiek większą głębszą refleksją, że nie wspomnę o bardziej intelektualnych tajemniczych ujawnieniach. Możemy to uznać jako pewnik. Nie miliony entuzjastów świadczą o poziomie, więc nie można postawić tezy, że to liczba sprzedanych egzemplarzy świadczy o wielkości danego artysty. Prawda jest taka, że miliony, miliony, miliony najzwyczajniej w świecie nie znają się na literaturze, co nie przeszkadza im uwielbiać czytać i całe szczęście ;) Niemniej, pewne proporcje pomiędzy książkami ambitnymi i mniej ambitnymi muszą być zachowane.

      Kwestia mojego znajomego. No cóż. Kiedyś czytałem, że przeczytać tolkienowską trylogię, to jak przeczytać 90% fantastyki, jak nie więcej... Rozumiesz, pseudośredniowieczny świat, elfy, krasnoludy i smerfy, wielkie nieodgadnione zło bądź przerażająca wizja nadchodzącej apokalipsy, młody biedny szaraczek rzucony w odmęty historii jako jedyny mogący powstrzymać zbliżającą się tragedię... To najpopularniejszy schemat w fantasy i atakując schematyczność głównie mam na myśli odgrzewanie wciąż i wciąż tego samego kotleta, jechanie według określonego szablonu pt. "Wielka wojna w quasi-średniowiecznym świecie i bohaterski wieśniak, będący w rzeczywistości synem króla/czarodzieja/imperatora (niewłaściwe skreślić). Frodo Baggins, Simon (od Tada Williamsa), Elric z Melnibone, Sparhawk z Elenii, Richard (od Terry'ego Goodkinda), Luke Skywalker... to wszystko obraca się wokół identycznych problemów i po prostu męczy. A jak na złość, pisarze "fantastyczni" nadal obracają się dookoła tego samego schematu i zbliżonych książek powstaje na pęczki. Oczywistym jest, że sens w pisaniu jakiś jest, bo ktoś to widocznie kupuje, więc siłą rzeczy przy odpowiednim marketingu i działaniach promocyjnych sprzeda się określoną ilość egzemplarzy i honorarium autorskie na koncie piszącego się znajdzie powodując jego radość i chęć dalszego "tworzenia". Pytanie tylko jaki jest sens w czytaniu kolejnej historii o sierotce ratującej świat przed wielkim złem? Jak wiadomo, odgrzewany kotlet nie smakuje już tak bardzo jak w chwili "pierwszej świeżości" ;) Jednak mam nieodparte wrażenie, że bardzo wielu autorów "fantastycznych" zdaje się tego nie rozumieć. To, że coś się dobrze sprzedało, nie znaczy że ponownie zyska takie samo uznanie. Sądzę, że gdyby pisali nie dla uznania, ale najzwyczajniej w świecie dla siebie, wówczas nie popadaliby tak często w schematy, które są tak oklepane jak maska samochodu osobowego sprowadzanego na lawecie z Niemiec ;) Szkoda, że spora ilość czytelników się nie zmienia, przez co ich oczekiwania wcale nie są większe. Gdyby tak było, autor chcąc zyskać ich poparcie, musiałby najzwyczajniej w świecie to uszanować. Niestety tak nie jest, a większość czytelników fantastyki to bezładnie ruszające się zombie, które jest bardzo podatne na zjawisko "owczego pędu".

      Usuń
    7. Dlatego gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, jak i całego charakteru, tli się iskierka nadziei, że czytelnicy w końcu zmądrzeją i przestaną dotować finansowo grafomanów odtwarzających wtórne schematy znane od wielu lat. Wiem, że to niezmiernie idealistyczne podejście do tematu, ale cóż, czasem tak mam ;) Wtedy pozycje wydawane w ramach serii UW itp. nie byłyby tylko wyjątkami potwierdzającymi regułę.

      Usuń
    8. Biznes to biznes, Jachu. Takie akcje są wszędzie, żeby nakłonić klienta do i większego zakupu. Przynajmniej się z tym nie kryją, bo i nawet pamiętam, że sam AM na forum coś o tym wspominał. Mnie bardziej denerwują takie dziedziny, gdzie sprzedaż i produkt owiane są lekką mgiełką, czyli najczęściej wszelkie regulaminowe na kilka stron usługi. Banki i telemarketing to największe g. I wydawnictwom lata świetlne do takich praktyk. ;)

      Ale to wciąż jest świadomy wybór. :) Nikt Ci nie każe przecież być głupim, ani nikt nie zakazuje się rozwijać. Chyba że trafisz do specjalnego zakładu z nadzorem, ale muszą być wcześniej odpowiednie przesłanki i żelazne dowody na to, by Cię do tej placówki wysłać. Poza tym, masz intelektualną swobodę. ;)

      Schematy były, są i będą, Jachu. I jedni je będą objeżdżać, bo to już było i znowu jest. A inni będę czytać do bólu, bo lubią. Ani z jednymi, ani z drugimi nie mam zamiaru walczyć i udowadniać, że są nieszablonowe fantasy, które warto poznać, jak chociażby Mieville. Ja sobie żyję spokojnie i robię swoje rzeczy, i nie mam zamiaru nikomu niczego usilnie udowadniać. Jak ktoś będzie chciał, żebym mu coś polecił, to polecę, jeśli będę potrafił. Nie mam zamiaru nikomu wchodzić do życia i uświadamiać, że czyta coś słabego, a mógłby coś lepszego, bo to jego sprawa, a nie moja. Marketing był, jest i będzie. A jeśli ja jestem jego częścią to tą szczerą i z subiektywnym wydźwiędzkiem. Ale te uczestnictwo moje, Twoje, rzeczy kupujących słabizny to wciąć świadomy wybór i na tym poprzestańmy. ;)

      Pamiętam jak dziś, różne elementy marketingu i te pierdzielenie o "owczym pędzie", "kwaśnych winogronach","słodkich cytrynach" itp. Nie chcę do tego wracać. ;)

      Moim zdaniem totalnie idealistyczne i mega optymistyczne, bo ludzie nie są z jednego wora, Jachu. Nie są i nigdy nie będą. Przecież dobrze wiesz. ;)

      Usuń
    9. Ciastek, kup zgrzewkę browarów i obejrzyj film "Idiokracja". Zrozumiesz do czego dąży świat i co mam na myśli ;)

      Usuń
    10. Hehe, ok, tak zrobię. Mam tylko nadzieję, że to nie jest film typu Zeitgeist, bo nie lubię teorii spiskowych. ;)

      Usuń
    11. Nie, spokojnie. Fajna komedia, ale z przesłaniem :)

      Usuń
    12. Ok. To sobie zobaczę. :)

      Usuń
  3. Hodder! Ja tam być i ja wziąć autograf <3 Ale mi się poszczęściło, akurat we Wrocku będzie Polcon w tym roku :) To się chyba znów szykuje spotkanko :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak. Ty się masz najlepiej, bo nie musisz się za bardzo ruszać. :) Marzą mi się tacy goście kiedyś w Katowicach. A tego Hoddera na pewno do tego Polconu poznam.

      Usuń
    2. O, to jestem ciekawa, jak Ci się spdooba ;) Dosyć zaskakująca książka. Ja w takim razie, skoro autor ma być w sierpniu we Wrocku, muszę zaopatrzyć się w Zdumiewającą sprawę nakręcanego człowieka i w Wyprawę w góry księżycowe i oczywiście przeczytać ;)

      Usuń
    3. Myślę, że wiele jest szansy, że się spodoba, bo bardzo podoba mi się sama myśl takiego miksu kryminalno-steampunkowego z historią alternatywną w tle. Także jeden to chociaż na pewno przeczyta. :)

      Usuń
    4. Uhm, tam jest bardzo fajna mieszanka tych gatunków i postacie są dosyć wyraziste ;) Szkoda tylko, że te ideologie, o których pisałam w recenzji nie zostały bardziej wyeksponowane, ale nie można mieć wszystkiego. Mi się Skaczący Jack bardzo podobał, jedna z najlepszych przeczytanych przeze mnie książek w zeszłym roku.

      Usuń
    5. Ja czytające recenzje myślę, że mi się to spodoba. Ale zobaczymy.

      Usuń
  4. O gościach, zwłaszcza o Peter Brett słyszałem, że ma być :) Prawdopodobnie wybiorę się na konwent i spróbuję zdobyć jego autograf :D Choć na pewno nie będę targał wszystkich 9 jego książek (ah ta kochana Fabryka i jej dzielenie na 2 tomy... :( )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dowiedziałem się dopiero wczoraj, ale postu by nie było, gdyby nie Ketchum i Lee. :)

      Usuń
    2. Przyznam, że ich obu w ogóle nie znam :P Nawet jak poszukałem na LC ich książki to zupełnie nie kojarzę :)
      O dziwo pozostałą trójkę kojarzę z kilku książek, najlepiej Bretta :)

      Usuń
    3. Możesz nie znać, jak nie czytasz horrorów. Ja jednego czasu czytałem ich pełno i Ketchum był fantastyczny, bardziej przerażał od Kinga, a Lee nawet odrażający momentami.
      Skuli tego Bretta najwięcej osób pewnie pojedzie. :)

      Usuń
  5. Mój jedyny konwent jak dosyć to zeszłoroczny Pyrkon - było absolutnie cudownie i na pewno wybiorę się w tym roku ponownie :)
    Na Polcon się szykowałam, zwłaszcza jak zobaczyłam te nazwiska(!), ale się zorientowałam, że akurat w ten weekend moja siostra bierze ślub, więc wyjazd odpada. Trochę żałuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ty, na ślub pojedziesz? :P Żartuję. Zawsze się jakoś da pokombinować i wziąć autograf jakby co. :) Mi też tak już brali właśnie od Lee...dlatego mam napisane na okładce "For Ciaho", bo kumpela po angielsku poprawnie przetłumaczyć mu nie umiała. :P

      Usuń
    2. Rodzinny ze mnie człowiek, więc chyba jednak ślub :P Gdybym nie miała tak daleko do Wrocławia, to mogłabym się pojawić chociaż częściowo, a tak to pupa blada, niestety.

      Usuń
    3. Nie, no, to całkowicie zrozumiałe. Też bym się nie wahał. ;)

      Usuń
  6. Dla fanów tych autorów to na pewno nie lada gratka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O, to Brett już drugi raz będzie na Polconie :) Pierwszy raz był w roku 2012 i miałam okazję być na spotkaniu z nim. Przyjemny facet ;)
    Hoddera czytałam "W dziwnej sprawie skaczącego Jacka" i podobało mi się. Ciekawa wizja alternatywnej przeszłości, pokazana z wyobraźnią i humorem.
    Na tegoroczny Polcon bardzo chętnie bym się wybrała, ale jest w takim terminie, że szef raczej nie da mi urlopu. Za to, po raz pierwszy, planuję wybrać się na festiwal fantastyki do Nidzicy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem, że był. Ja właściwie niewiele wiem o tym człowieku, poza tym, że ma pokaźny cykl, dzielony przez wydawnictwo na dwa tomy każda część.
      A może jednak da, jeszcze daleko do tego. :)

      Usuń
    2. Z tym dzieleniem na księgi każdego tomu to przegięcie. No ale cóż, wszystko idzie o kasę. Podobały mi się początkowe tomy, teraz jest coraz gorzej.
      Gdyby polcon zaczynał się 22, a nie kończył, to nie byłoby problemu. Chociaż, z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo ;)

      Usuń
    3. Biznes is biznes. :) Ja nie znam gościa i nie czuję potrzeby poznać, jeszcze. Hoddera na pewno sprawdzę przed Polconem. :)
      Dokładnie. Może akurat. ;)

      Usuń